Darkness - Defenders of Justice
1988/2014, Warhymn Records
1988/2014, Warhymn Records
“Defenders of Justice” było drugim z trzech albumów
studyjnych, które zarejestrowało niemieckie Darkness przed swym rozpadem w 1990
roku. Słychać już na nim powolne staczanie się zespołu w odmęty niebytu. Album
choć sam w sobie nie jest kompletną szmirą, jest diametralnie inny od
genialnego debiutanckiego “Death Squad”. Rozwój brzmienia przyniósł sporo
innowacji - więcej progresji, zarówno w partiach gitary jak i basu, oraz
bardziej - z braku lepszego słowa - dojrzalsze projektowanie struktur utworów.
Muzycy nie odeszli przy tym jednoznacznie od thrashowego pazura. Co prawda
wokale są o wiele słabsze niż na “Death Squad”. Brakuje im mocy, agresji i
jakiegoś takiego szlifu, który dodałby im potęgi. Wokale Olliego brzmią jakby w
ogóle nie zależało mu na dobrym brzmieniu własnego głosu. Niemalże są nagrane
na odwal się. Zawiodła też tutaj realizacja dźwięku, która chyba nic nie robiła
ze ścieżkami wokalnymi. Także wszystkie syczące “s” boleśnie wrzynają się w
nasze uszy. Brzmienie pozostałych instrumentów też nie jest aż tak dobre jak na
„Death Squad”.
Intro otwierające album jest tak sielankowo-cukierkowe, że
aż trzeszczy. Pozazdrościli Nuclear Assault i Tankardowi w śmieszkowaniu. Potem
jednak następuje bezwzględna rzeźnia pod postacią, nomen omen, “Bloodbath”.
Tutaj gwałtowność wspiera jednoznaczną wymowę utworu, koncentrującą się głównie
na gniewie i furii. Nie uświadczymy tutaj wielu takich numerów, gdyż w
pozostałych kompozycjach postawiono nacisk na nieco inne elementy, mieszając ze
sobą różne motywy. Może jeszcze “Locked” prezentuje taki konkretny i spójny
krwawy horror. W każdym razie drugiego “Iron Forces” czy “Critical Threshold”
tutaj nie dostaniemy.
Całkiem sporo progresywnych patentów połączonych wespół z
bardziej agresywnymi motywami zostało uwzględnionych w “Battle to the Last” -
gdzie pojawiło się dość interesujące kakofoniczne unisono w końcowej fazie
utworu – w samym utworze tytułowym i w “Inverted Minds”. Melodyjne wstawki w
“Caligula” z delikatnie pobrzmiewającymi w tle syntezatorami także stanowią
niezły kontrast z eksplozją następujących po nich surowych thrashowych riffów i
rozwrzeszczaną solówką.
Nie jest to
jednak poziom przykładowo “The New Machine of Liechtenstein” Holy Moses. Brzmienie
od czasu “Death Squad” uległo wyraźnemu pogorszeniu. Jak już wspomniałem, wokal
oraz pozostałe instrumenty także nie otrzymały należnego im dopieszczenia. O
przestrzeni nie wspominając. Plus jest taki, że nie można rzec, że “Defenders…”
jest niesłuchalne czy też realizacja dźwięku jest totalną klapą. Jest kiepsko,
to fakt, ale bez blamażu. Szkoda, że brzmienie nie stoi na lepszym poziomie, bo
to by pozwoliło naprawdę zabłysnąć kawałkom z tego albumu.
Pomimo bardzo dobrego poziomu kompozycyjnego, znalazło się
też parę zgniłych jabłek. “They Need a War”, które jasno próbowało nawiązać do
amerykańskiego stylu Sacred Reich i Testamentu, zawiodło i okazało się
średniakiem. Podobnie z “Predetermined Destiny”. Czuć z początku, że ten
kawałek ma potencjał, jednak jego siła napędowa z biegiem czasu coraz bardziej
się rozmywa. Żenujący tekst tylko pogarsza sprawę. Szkoda, bo włożono tutaj naprawdę
fajne riffy i patenty.
“Defenders of Justice” ma swoje wyraźne wady, jednak mimo
wszystko nadal wytrwale się broni. Ma zresztą czym, gdyż znakomita większość
utworów na tym krążku to świetne wałki, mimo wszystkich przeciwności losu ze
strony brzmienia czy formy wokalisty.
Na reedycji Warhymn Records dodano kilka utworów bonusowych.
No było z czego wybierać, bo Darkness nagrało całkiem sporo demówek podczas
swojej egzystencji. Na pierwszy ogień poszła niemieckojęzyczna wersja “They
Need a War” nagrana ponownie w 2001 roku. Czy lepsza jakość brzmienia zmienia
jakoś ten kawałek? Może rzeczywiście brzmi on lepiej z trochę lepszą produkcją
dźwięku (która nie została przy tym zbyt unowocześniona) i z lepszymi wokalami.
Pozostałe dodatki stanowią utwory z dema “Titanic War” z 1986 oraz z dema dla
New Renaissance z 1987 roku. Tak jak w przypadku nagrań demo dołączonych do
wznowienia “Death Squad”, mamy tutaj do czynienia z pierwotną i surową wizją
muzyczną Darkness, która stanowi świetną retrospekcję i to nie tylko pod kątem
historycznym. Tak samo jak reedycja “Death Squad”, tak i “Defenders…” zostało
zakończone coverem live z dema “Spawn of the Live One”. Tym razem jest to
“Detroit Rock City”.
Ocena: 4/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz