POLOWANIE CZAS ZACZĄĆ
Przy okazji premiery najnowszego albumu
tej szwedzkiej formacji, zatytułowanego „The Hunt”, mamy okazję porozmawiać z
frotmanem tego coraz bardziej znanego trio. Nie ma co owijać w bawełnę – robi
się o nich coraz bardziej głośno. I słusznie, bo ciężar i mięcho jakie leje się
z głośników, gdy puszcza się ostatnie płyty zespołu Grand Magus są samym w
sobie metalowym świadectwem, że w Skandynawii nie gra się jedynie death metalu
lub remizowych klimatów na klawiszach.
Niedawno ukazał się wasz szósty album
zatytułowany „The Hunt”. Z jakimi opiniami się spotkaliście do tej pory,
odnośnie waszego nowego wydawnictwa?
JB Christoffersson: Odbiór naszej najnowszej płyty jest wręcz fantastyczny. Myślę, że żaden inny nasz album nie był tak pozytywnie recenzowany. Wydaję mi się także, że nasi fani, którzy są z nami od jakiegoś czasu, również są z niego zadowoleni. „The Hunt” był dla nas trochę większym wyzwaniem niż inne albumy, które nagrywaliśmy w przeszłości. Jestem przekonany, że jednak będzie to nasz znak firmowy na długie lata.
JB Christoffersson: Odbiór naszej najnowszej płyty jest wręcz fantastyczny. Myślę, że żaden inny nasz album nie był tak pozytywnie recenzowany. Wydaję mi się także, że nasi fani, którzy są z nami od jakiegoś czasu, również są z niego zadowoleni. „The Hunt” był dla nas trochę większym wyzwaniem niż inne albumy, które nagrywaliśmy w przeszłości. Jestem przekonany, że jednak będzie to nasz znak firmowy na długie lata.
Od niedawna macie nowego garowego w
składzie. Jak uważasz, czy Ludwig Witt dobrze się wpasował do zespołu?
Wpasował się jak ulał niczym rękawiczka.
Zmiana jest jednak dostrzegalna. Pomimo tego, że Seb i Ludwig wywodzą się z
tego samego perkusyjnego światka, ich style trochę się różnią. Każdy z nich ma
swój niepowtarzalny sposób gry na bębnach.
Ludwiga Witta znałeś wcześniej ze
Spiritual Beggars, w którym śpiewałeś. Czy po odejściu Seba Sippoli poszedłeś z
propozycją grania w Grand Magus prosto do Ludwiga?
Tak, pierwsze co zrobiliśmy po odejściu
Seba, to właśnie było skontaktowanie się z Ludwigiem Wittem. Według mojej
opinii, tylko on był w stanie wykonać swoją robotę, tak jak powinna zostać
wykonana. Nie ma, wbrew pozorom, tak wielu perkusistów tego kalibru. Nam
chodziło o kogoś, kto potrafi grać dobrze zarówno w stylu hard rockowym jak i
szybką podwójną stopą. Poza tym, wiedziałem, że Ludwig jest osobą na której
można polegać, a to jest równie ważne jak umiejętności. Gdy jest nas tylko
trzech, każdy musi być idealnie dopasowany do reszty, inaczej wszystko się
rypnie.
Nie powiem, byłem trochę zaskoczony
faktem, że perkusista grający w heavy/doom metalowych zespołach udziela się
także w depressive black metalowym projekcie. Jak do tego doszło?
Cóż, Ludwig ma bardzo szerokie
zainteresowania. W sumie tak samo jak ja i Fox. Wiesz, death, black, i tak
dalej. Poza tym Shining, o którym wspomniałeś w pytaniu, ma w swojej muzyce
bardzo wiele elementów heavy metalowych, a nie tylko szalone blasty i ultraszybkie
tempo. Ludwig gra wiele ciekawych rzeczy w Shining, a i reszta zespołu również.
Ludwig potwierdził swoją dobrą formę nie
tylko na waszym ostatnim wydawnictwie, lecz także na żywo. Widać to było na
waszym występie na polskiej edycji Metalfestu w Jaworznie. O ile się nie mylę,
był to także wasz pierwszy występ na naszej ziemi. Jak wam się spodobała polska
publiczność?
O, byli wspaniali. Prawdziwi metalowcy, a
to dokładnie taki rodzaj publiczności jaki każdy chciałby zobaczyć pod sceną.
Świetnie się bawiliśmy i nie możemy się doczekać, by do was wrócić.
Szkoda, że dostaliście tak mało czasu na
występ…
Też tak uważam. Jak powiedziałem,
chcielibyśmy tu wrócić, gdyż mogę śmiało powiedzieć, że ci maniacy, których
widzieliśmy u was, kochają metal z właściwych i szczerych powodów.
Skupmy się przez chwilę na sprawach
dotyczących wytwórni. Wasze pierwsze cztery albumy zostały wydane przez Rise
Above Records. Dlaczego nie byliście zainteresowani dalszą współpracą z nimi?
Po prostu Rise Above było zbyt małą
wytwórnią wtedy. Żeby się rozwijać potrzebowaliśmy czegoś większego za naszymi
plecami. Będę jednak zawsze wdzięczny, Lee oraz Willowi z Rise Above. Byli dla
nas wspaniali i zawsze nas wspierali.
Następnie mieliście krótki epizod z
Roadrunner Records, którego owocem był świetny „Hammer of the North”. Co się
stało, że wydaliście pod ich szyldem tylko jedną płytę?
Cóż, Roadrunner Records jako taki
właściwie przestał już istnieć. Już w zeszłym roku czuliśmy, że coś się święci.
Tak czy owak, chcieli wprowadzić niekorzystne zmiany do naszego kontraktu, na
które się nie zgodziliśmy i daliśmy sobie z nimi spokój. I to rychło w czas,
haha! Chciałbym jednak podkreślić, że ludzie z niemieckiego biura Roadrunner
Records byli w porządku i nie żałuję krótkiego epizodu współpracy z nimi. Bycie
pod skrzydłami istniejącego jeszcze wtedy Roadrunnera dało naszej kapeli trochę
rozgłosu.
Teraz jesteście częścią Nuclear Blast. Jak
na razie się czujecie, będąc w tej wielkiej wytwórni?
Nuclear Blast to prawdziwi mistrzowie, że
tak to ujmę. Są profesjonalni, aż do bólu. Nie mogło nam się trafić lepiej.
Naprawdę doskonale wspierają nasz nowy album. Promocja stoi na najwyższym
poziomie. Myślę, że trafiliśmy do nich w idealnym momencie.
Jakiego sprzętu używacie?
Fox używa głównie dwóch basów. Pierwszy to
Sandberg Jazz, którego użył do nagrania wszystkich swoich partii na „The Hunt”.
Na żywo to też głównie na nim gra. Drugim jego wiosłem jest ośmiostrunowy
Rickenbacker, lecz założył na niego tylko cztery struny. Jego używał na
nagraniach do „Iron Will” oraz „Wolf’s Return”. Jego wzmak to zwykle Ampeg SVT.
Ja używam na żywo japońskiego Edwards flying V podłączonego zwykle do Marshalla
900, 800 lub Peaveya 5150. W czasie nagrywania moich partii do ostatniego
albumu miałem w rękach Gibsona Les Paula Juniora. Użyłem go zarówno do partii
rytmicznych jak i solowych. Kiedyś to była moja gitara, jednak sprzedałem go
Nico Elgstrandowi, producentowi płyty, wiele lat temu. Niezbyt trafiona
decyzja, bo to jedna z najlepszych gitar na której kiedykolwiek grałem, haha!
Jedną z rzeczy, które podobają mi się w
Grand Magusie to teksty utworów i motywy się w nich przewijające. Skąd
czerpiecie inspiracje przy pisaniu?
Teksty zawsze były dla nas czymś bardzo
ważnym. To one przekazują emocje oraz przesłania, które chcę wyrazić. To nie są
proste teksty o imrpezowaniu i o metalu. Wlewam w nie swoją duszę. I to właśnie
z niej, z mego wewnętrznego ja, czerpię swoją inspirację. Tematyka naszej
starodawnej szwedzkiej kultury, połączenia człowieka i natury po prostu
płynie w mojej krwi.
W kawałku „Son of Last Breath” jest
wyśmienita partia grana przez wiolonczelę. To naprawdę Fox ją gra?
Tak, tak! Grał na wiolonczeli w orkiestrze
przez wiele lat, gdy był młodszy. Nie gra na niej aktywnie już od jakiegoś
czasu, ale nie zapomniał jeszcze jak to się robi. Bądź co bądź, sam byłem pod
wrażeniem! Nie wiedziałem, że jest aż tak dobry, haha!
Warstwa liryczna tego epickiego kawałka dotyczy nordyckiej mitologii?
Trochę tak, ale głównie chodzi o wewnętrzną walkę ze zwierzęcą stroną jaźni człowieka.
Warstwa liryczna tego epickiego kawałka dotyczy nordyckiej mitologii?
Trochę tak, ale głównie chodzi o wewnętrzną walkę ze zwierzęcą stroną jaźni człowieka.
Czemu wybraliście „Starlight Slaughter”
jako otwieracz na „The Hunt”? Ten utwór znacząco odbiega od tego, co możemy
znaleźć na tym albumie. Jest bardziej lżejszy od reszty.
To było trochę śmiałe posunięcie, z tym
się zgodzę. Nie wydaję mi się jednak, by był to lżejszy kawałek. Ma po prostu
trochę więcej rockowego feelingu i mniej mroku niż pozostałe utwory. Razem
stwierdziliśmy, że jest to najbardziej chwytliwy utwór, który zainteresuje
słuchacza na początku albumu. Również pod względem lirycznym, jest tak jakby
punktem początkowym dla całej płyty.
Innymi słowy album należy odbierać jako
spójną całość?
Dokładnie tak, tę płytę należy przesłuchać
od początku do końca. Głośno. W końcu została stworzona do tego by słuchać jej
głośno.
Zawsze występowaliście jako trio. Nigdy
nie myślałeś o dołączeniu drugiej gitary?
Tacy zawsze byliśmy. Granie w trójkę
zawsze nam odpowiadało od samego początku. Po co mielibyśmy to zmieniać, nawet
teraz? Wpłynęłoby to na całą istotę zespołu, muzycznie i nie tylko. No, i
ostatnią rzeczą jaką chciałbym widzieć w naszym zespole, to dołączanie muzyków
sesyjnych do występów na żywo.
W styczniu zagraliście kilka koncertów z
dwoma szwedzkimi młodymi zespołami – Bullet oraz Steelwing. Jak ci się podoba
ich muzyka?
Bullet to nasi starzy przyjaciele i w
dodatku jeden z lepszych zespołów istniejących dziś na scenie. Steelwing też są
w porządku, a ich show i ich oddanie dla metalu też mi przypadło do gustu.
Jakie są w ogóle twoje ulubione zespoły ze
Szwecji?
Wolf, wcześniej wspomniany Bullet, Watain,
Unleashed, Entombed, Nifelheim… i tak mógłbym wymieniać i wymieniać.
Wielkie dzięki za wywiad. Oby szczęście sprzyjało
wam w przyszłości!
Dzięki. Heavy
Metal is the law!
Przeprowadzono: Lipiec 2012
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz