„Now let’s Begin this perverse journey…” ogłasza wers kończący intro. Zaiste „The Curse…” jest podróżą na wskroś perwersyjną. Mamy tutaj do czynienia z trzecim albumem kapeli, którą założył były wieloletni basista Voivod – Eric Forrest. Dlatego nie należy się zdziwić, gdy usłyszymy fragmenty, które spokojnie mogłyby zostać nagrane na „Phobos” czy „Negatron”. Nie należy jednak w E-Force szukać jednoznacznej kalki muzyki Voivod. Na „The Curse…” (gdyż na tę chwilę pod takim właśnie tytułem ma zostać wydana ta płyta, a nie, jak pierwotnie zakładano, pod „The Curse of the Cunt”) znajdują się jego wpływy i owszem, jednak ich ilość jest umiarkowana. Poza tym progresja i technika to nie jedyne dodatki do muzyki E-Force. Na przykład w „Perverse Media” obok prostego thrashu w amerykańskim wydaniu zostały dodane jakieś dziwne metalcore’owe elementy. Po co? Nie wiadomo, jednak burzy to strasznie strukturę utworu. Reszta muzyki na „The Curse…” skupia się na szczęście jednak wokół innych klimatów.
Podejście Erica Forresta do thrash metalu jest dość niejednoznaczne. Z jednej strony riffy są proste, z drugiej muzyka E-Force potrafi pokazać coś w miarę świeżego, a także interesującego. Problem stanowi jednak produkcja, dzięki której brzmienie basu oraz gitar jest średnie i niezbyt wyraziste. Nawet dobrze brzmiący gardłowy krzyk Erica nie ratuje brzmienia albumu. Szkoda, gdyż materiał zawarty na „The Curse…” mógłby zainteresować niejednego fana niebanalnego podejścia do metalu.
Ocena 3,75/6
Podejście Erica Forresta do thrash metalu jest dość niejednoznaczne. Z jednej strony riffy są proste, z drugiej muzyka E-Force potrafi pokazać coś w miarę świeżego, a także interesującego. Problem stanowi jednak produkcja, dzięki której brzmienie basu oraz gitar jest średnie i niezbyt wyraziste. Nawet dobrze brzmiący gardłowy krzyk Erica nie ratuje brzmienia albumu. Szkoda, gdyż materiał zawarty na „The Curse…” mógłby zainteresować niejednego fana niebanalnego podejścia do metalu.
Ocena 3,75/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz