No, istny ambaras! Sanctuary jest jednym z cichych bohaterów heavy metalu oraz jednym z tych zespołów dzięki któremu power metalowa scena w USA była w latach osiemdziesiątych taka barwna i tak przepojona energią oraz mocą. Choć zespół rozpadł się w 1992 roku, zradzając na swych gruzach bękarta jakim było Nevermore, to kilka lat temu został ponownie przywrócony do życia, i to w dawnym składzie. Przygoda części członków zespołu z Nevermore, a zwłaszcza apodyktycznego Warrela Dane’a, odcisnęła jednak swe piętno na nowym obliczu Sanctuary. Widać to niestety po nowym albumie. „The Year The Sun Died” jest zresztą jednym z najlepszych przykładów na to, jak można zmarnować dobry pomysł, jeżeli się go do końca nie przemyśli. Zamierzaliśmy przeprowadzić wywiad telefoniczny z Warrelem Danem, jednak okazało się to nadzwyczaj problematyczne. Nie wiem co było przyczyną problemów utrudniających kontakt z nim, jednak Warrel nie trzymał się ustalonych wcześniej godzin wywiadu. Skończyło się w końcu na tym, że wywiad doszedł do skutku na drodze mailowej, a i tak, jak można się przekonać, Warrel udzielił się tylko w części pytań, zostawiając resztę Lenny’emu Rutledge’owi. Żeby jeszcze tego było mało nie odpowiedziano nam na kilka istotnych pytań, a na resztę otrzymywaliśmy zwykle zdawkowe odpowiedzi. Niestety, specyfika wywiadu mailowego nie pozwala na zbytnie drążenie niedopowiedzianych kwestii, więc trudno było temu skutecznie przeciwdziałać. W takiej sytuacji można tylko się modlić o dobrą wolę pytanego i jego chęć wypowiedzi. Jednocześnie to zabawne i przykre jak Dane i Rutledge usilnie twierdzą, że nowy materiał Sanctuary rzekomo w ogóle nie przypomina Nevermore. Zapewne chcieliby żeby tak było. Ciekawe, że zdarzają się momenty w tym wywiadzie, gdzie porzucają obronę tej tezy i sami przyznają, że Sanctuary brzmi teraz jak Nevermore. No bo, niestety, tak właśnie jest. Nie chodzi o to, by po latach Sanctuary grało to samo i kręciło się niebezpiecznie blisko taśmy przetwórczej w bakutilu. Czym innym jednak jest granie w podobnym stylu, z zachowaniem tej samej energii i wkładu. Można mnożyć przykłady kapel, które trzy dekady po swoich wzniosłych nagrań z lat osiemdziesiątych nadal tworzą mocne kompozycje – Satan, Battleaxe, Tankard, Stormwitch, Blitzkrieg, Riot, Rigor Mortis, a nawet Overkill. Te kapele pokazały, że można brzmieć świeżo trzymając się z grubsza dawnej stylistyki i klimatu. O nowszych kapelach, które też obracają się w takiej twórczości, nawet nie wspominam. Nowy album Sanctuary niestety nie dość, że stoi w zupełnym innym miejscu niż genialny „Refuge Denied” i pomysłowy „Into the Mirror Black”, to jeszcze nawet nie brzmi jak wydawnictwo tej samej kapeli. Nie mamy też tutaj do czynienia ze szlachetnym rozwojem artystycznym, tak szumnie przywodzonym do dyskusji przez wizjonerskich artystów w takich sytuacjach, lecz z obracaniem się już w zupełnie odmiennych klimatach. Mimo, że rozmowa dotyczyła głównie Sanctuary, to przy okazji chcieliśmy dowiedzieć się także kilku rzeczy dotyczących bieżącej sytuacji Nevermore oraz aktualnych relacji na linii Loomis – Dane. Cóż, nie udało się uzyskać jakiś istotniejszych wiadomości w tej dziedzinie. Wywiad na szczęście ma też swoje jaśniejsze (i bardziej obszerniejsze) momenty – głównie dotyczące tego jak Sanctuary namówiło Mustaine’a do współpracy przy Refuge Denied oraz to jak w 1991 roku były tworzone pierwsze zręby na kolejny, nieukończony nigdy, album zespołu.
Sanctuary powróciło po latach z nowych albumem studyjnym, zatytułowanym „The Year The Sun Died”, który będzie miał swoją oficjalną premierę na początku października 2014. Jakie odczucia budzi w tobie to nowe wydawnictwo? Czy uważasz, że udało ci się osiągnąć wszystko to, co pragnąłeś na tym krążku?
Warrel Dane: Zdecydowanie. Skonstruowaliśmy super ciężkie nowoczesne nagranie, które pozostaje wierne naszym korzeniom. Jest to dość ironiczne, gdyż minęło już sporo czasu.
Czy możesz nam wyjaśnić, co oznacza tytuł? Jaka koncepcja się za nim kryje?
Dane: Płyta jest albumem koncepcyjnym, opowiadającym o proroku zagłady, który przewiduje w przyszłości śmierć naszego słońca. Dopiski przy tekstach powinny wyjaśnić resztę.
Sanctuary odrodziło się w 2010 roku. Co spowodowało ten impuls do zreaktywowania twojego starego zespołu? Czy pomysł na powołanie do życia Sanctuary zrodził się jeszcze przed tym jak Loomis i Van Williams opuścili Nevermore?
Dane: Stało się to jeszcze wcześniej. Jeff grał w Nevermore i Sanctuary zanim zdecydował się opuścić obie kapele.
Loomis i Van Williams stwierdzili niedawno, że nie wykluczają tego, by spróbować poskładać Nevermore z powrotem…
Jak to się stało, że zdecydowałeś się skupić głównie na Sanctuary? Co sprawiło, że postanowiłeś przełożyć ten zespół nad Nevermore?
Dane: Zacząłem pisać prawdziwe hity, które były jakieś dwadzieścia razy bardziej świeże i żywsze niż ostatnie dokonania Nevermore.
W składzie zreaktywowanego Sanctuary zabrakło Seana Blosla. Dlaczego nie ma go w zespole? Nie był zainteresowany ponownym graniem w Sanctuary?
Lenny Rutledge: Sean po postu nie był chętny. Skupia teraz swoją uwagę na innych projektach.
Czy Brad Hull grał w Sanctuary wcześniej, jeszcze przed rozpadem, czy jest on nowym członkiem zespołu?
Rutledge: Brad był naszym przyjacielem na scenie metalowej w tamtych czasach. Zastępował na gitarze Seana Blosla, gdy ten opuścił nasz zespół, czyli na naszej ostatniej trasie w 1991 roku. Teraz, gdy wznowiliśmy działalność to Loomis grał razem z nami przez jakieś sześć miesięcy, jednak gdy opuścił Nevermore w 2011 roku, porzucił także Sanctuary. Wtedy zwróciliśmy się o pomoc do Brada, który na szczęście był zainteresowany wspólną grą z nami.
Jak długo chodziła wam po głowie myśl o przywróceniu działalności Sanctuary?
Rutledge: Rozmawialiśmy o tym kilka razy na przestrzeni lat, ale nigdy nic z tego konkretnego nie wychodziło. W 2010 roku otrzymaliśmy propozycję, by nasz utwór „Battle Angels” pojawił się w grze Brutal Legend i wtedy jakoś odżyły nasze wzajemne stosunki i przyjaźnie.
Czy nie obawialiście się tego, że tworzenie nowego albumu Sanctuary może być prawdziwym wyzwaniem? Nie baliście się tego, że mógłby on brzmieć jak kolejne nagranie Nevermore?
Rutledge: Nie mieliśmy żadnych wstępnych założeń co do tego jak ten album miałby brzmieć. Zdawaliśmy sobie jednak sprawę, że nie unikniemy licznych porównań. Osobiście uważam zestawienie jakości naszego dźwięku do brzmienia Nevermore za komplement, jednak nie wydaję mi się byśmy rzeczywiście brzmieli na nowym albumie jak oni. Według mnie w ogóle nie słychać u nas jakiegokolwiek Nevermore. Prawdziwi fani wiedzą o czym mówię. Muzyka nie zbliża się do Nevermore ani trochę. Jedynym wspólnym punktem jest Warrel Dane. Osobiście uwielbiam to jak zaśpiewał na naszym nowym wydawnictwie. Nie chciałem byśmy na nowej płycie brzmieli tak samo jak w 1987. Moim zdaniem to by była porażka. Sztuka powinna się rozwijać – nie ma powodu do tego, by ją stwarzać od nowa.
Wokale na dwóch pierwszych płytach Sanctuary wyglądają i brzmią zupełnie odmiennie od tych z Nevermore. Nie obawiałeś się, że powrót do maniery, jaką utrzymywałeś w Sanctuary, może być na tym poziomie niezwykle trudny? Czy przygotowywałeś swój głos w jakiś konkretny sposób przed sesją nagraniową nowego albumu?
Dane: Cóż, ćwiczyłem wysokie wokale całkiem dostatecznie, co dobitnie słychać, niezależnie od tego co inni powiedzą. Tutaj trzeba mieć inne nastawienie niż w przypadku Nevermore. I nie dlatego, że gitary mają tu tylko sześć strun, na pierwszych czterech płytach Nevermore też miały sześć. Tutaj po prostu jest inny klimat.
Jak wyglądał proces tworzenia materiału na nowe wydawnictwo? Kto stał na straży tworzenia aranżacji kompozycyjnych oraz riffów?
Rutledge: Razem z Warrelem jestem głównym kompozytorem nowych utworów. W sumie schemat tworzenia poszczególnych utworów był zawsze inny. Zwykle jest to tak, że prezentuję Warrelowi muzykę, którą wymyśliłem, by ten natchniony odpowiednim klimatem i nastrojem napisał do tego tekst. Niektóre utwory zostały napisane przy pierwszym podejściu, a w innych udzielili się także pozostali członkowie zespołu. Trzymam na boku także kilku gości, których nazywam Drużyną B, na których to testuję niektóre swoje pomysły. Są taką swoistą pre-pre-produkcją. Czasem zdarzało nam się napisać też jakiś utwór w całości na próbie, tak całym zespołem.
Czy mieliście już przygotowane niektóre teksty jeszcze przed powstaniem warstwy muzycznej czy też wszystkie zostały napisane już potem? Czy któryś spośród nich był przewidziany wcześniej na kolejne nagranie Nevermore?
Dane: Jest kilka tekstów, które pisałem zanim usłyszałem jeszcze nową muzykę, jednak zwykle tworzę liryki już po usłyszeniu warstwy muzycznej, tak by zostać przez nią zainspirowany. Nie, żaden z tych tekstów nie zostałby użyty w Nevermore.
Miałem już okazję usłyszeć nowy album. Nie wypada nie pogratulować wam waszej ciężkiej pracy, gdyż naturalnie na pewno włożyliście wiele wysiłku w powstanie tego materiału. Słuchając nowej płyty ciągle miałem jednak wrażenie, że produkcja dźwięku jest podobna do tej, którą znamy z Nevermore. Nie uważasz, że wasza nowa płyta przypomina nieco styl tej właśnie kapeli?
Dane: Oczywiście, że przypomina. Byłem wokalistą Nevermore, więc zawsze będą w tej kwestii jakieś porównania. Samo brzmienie w ogóle nie przypomina Nevermore, może poza nowoczesnym zacięciem, które jest normalne w dzisiejszych nagraniach. To już nie są lata osiemdziesiąte i zespoły muszą się dostosować do nowych standardów. To jest bardzo odświeżające, że tak unowocześniliśmy brzmienie. Wkraczamy w niezwykle ekscytującą erę.
Istnieją jednak pewne zespoły, sięgające swym istnieniem jeszcze do lat osiemdziesiątych, które nadal grają w takim samym stylu, a mimo to wciąż są w stanie zachować dawną oryginalność i świeżość – Manilla Road, Battleaxe, Hell, Tankard, Satan, Saxon, i tak dalej. Czy nie uważacie, że progres jaki dokonaliście na nowym albumie nie oddala was za bardzo od waszych klasycznych korzeni, które zostały ustanowione na „Refuge Denied”?
Rutledge: Dla nas ponowne zreformowanie Sanctuary było nie tylko reaktywacją ale też ponownym odkryciem. Chcieliśmy zachować dawne wzorce jednak w tym samym czasie chcieliśmy nagrać album, który będzie aktualny i znaczący. Taki, który definitywnie będzie się oddzielał od tamtej epoki.
Grafika, która znalazła się na okładce albumu została przygotowana przez Travisa Smitha, autora większości okładek Nevermore. Dlaczego zdecydowaliście się wybrać właśnie jego? Nie da się ukryć, że stworzona przez niego praca przypomina żywo jego styl obecny na grafikach, które przygotował dla Nevermore.
Dane: Pracowałem z Travisem już tak wiele razy, że wybór właśnie jego był oczywisty.
Na płycie możemy znaleźć jedenaście kompozycji. Którą z nich darzycie największa estymą? Która z nich była najtrudniejsza do nagrania?
Rutledge: „Existence Fading” oraz „Exitium” są moimi ulubionymi. Największym wyzwaniem był za to chyba „Frozen”.
Dane: Utwór tytułowy jest moim bieżącym faworytem. Zgadzam się także z Lennym, „Frozen” był bardzo wymagający, także da mnie. Jednak to wyzwanie zaowocowało pięknym refrenem.
Ostatni album Sanctuary został wydany w 1989 roku. Co według ciebie stanowi największą różnicę w kwestii pisania muzyki między dzisiejszymi czasami a latami osiemdziesiątymi?
Rutledge: Myślę, że technologia sprawiła, że tworzenie muzyki stało się łatwiejsze. Głównie dlatego, że wszyscy mają teraz dostęp do studia nagraniowego i rejestrowania wielu ścieżek na własnych komputerach. W ten sposób łatwiejsza jest także wzajemna wymiana pomysłów.
Chris „Zeuss” Harris jest producentem najnowszego albumu. Dlaczego wybór padł właśnie na niego? Jak wyglądała wspólna praca z nim?
Rutledge: Zeuss był naszym fanem i skontaktował się z nami poprzez Century Media. Stał się niezwykle ważnym czynnikiem w powodzeniu produkcji nowego wydawnictwa.
Opuściłeś Sanctuary w 1992 roku razem z Jimem Sheppardem oraz Jeffem Loomisem, z którymi założyłeś nowy zespół. Jakie były powody porzucenia przez was Sanctuary? Czy to była kwestia intensywnych tras, problemów z wytwórnią czy może zmian, które wraz z początkiem lat dziewięćdziesiątych zaczęły wtedy pojawiać się na scenie muzycznej? A może powodem było coś jeszcze innego?
Dane: Nie, po prostu już nie układało się dobrze między nami. Byliśmy dzieciakami. Teraz jesteśmy starsi, mądrzejsi i dzięki temu Sanctuary istnieje w 2014 roku.
Czy Sanctuary jeszcze kontynuowało swe istnienie po waszym odejściu czy też zespół przestał wtedy istnieć?
Debiutancki album Sanctuary, czyli „Refuge Denied”, jest niepodważalnym metalowym klasykiem. Pieczę nad produkcją tego albumu sprawował Dave Mustaine z Megadeth. Jak to się stało, że wylądowaliście razem z nim w studio? Czy miał jakiś znaczny wpływ na wasz zespół, nie tylko w kwestii muzyki? Nie kazał wam utrzymywać określonego imidżu scenicznego czy czegoś takiego?
Rutledge: Dave stanowił dla nas wielką inspirację na początku. Byliśmy młodym zespołem, a on był dla nas jak mentor. Podejrzewam więc, że w pewnym momencie dał nam kilka rad na różne tematy.
Słyszałem o pewnej historii, mówiącej o tym, że po raz pierwszy usłyszał o Sanctuary, gdy puszczaliście mu swoje demo z radia samochodowego po koncercie Megadeth w 1986 roku. Czy tak było w istocie?
Rutledge: Pamiętam, że wybrałem się wtedy, jako jedyny z zespołu, na lokalny koncert Kinga Diamonda i Megadeth. Byłem wtedy zdeterminowany, by pokazać Dave’owi naszą demówkę. Nie mogłem się niestety dostać na backstage, ale słyszałem jak ich techniczny mówi „Hej, Dave zatrzymał się w hotelu nieopodal”. Razem ze mną był mój przyjaciel, który wziął ze sobą dwie ostre laski. Poszliśmy razem do tego hotelu. Obeszliśmy wszystkie piętra, póki nie znaleźliśmy najgłośniejszego pokoju. Wepchnęliśmy najpierw do środka te dwie dziewczyny jako zmyłkę, co się powiodło, gdyż zostały powitane z otwartymi ramionami. Dave siedział przy stoliku w rogu pokoju. Wiedziałem wtedy, że cieszy się dość ponurą reputacją. Nasze oczy się spotkały, po czym powiedział do mnie „Ty! Cho no tu!”. Byłem przekonany, że mnie zaraz stąd wyrzuci. Pił Courvoisiera. Spytał się mnie czy też chcę trochę. Nigdy wcześniej nie piłem Courvoisiera. Doskonale pamiętam to jak Dave się wtedy bawił takim małym plastikowym rekinem. Gość był naprawdę super. Zaczęliśmy rozmawiać o muzyce. W końcu wyjąłem naszą taśmę i powiedziałem „Stary, musisz to usłyszeć, muszę ci to puścić”. Trochę trzeba go było poprzekonywać, jednak udało się go w końcu nakłonić do zejścia na dół do samochodu mojego kumpla. Puściliśmy kasetę i naprawdę mu się ona spodobała. Dał mi swój numer telefonu. Myślałem wtedy, że może nie podał właściwego, bym się w końcu odczepił. Zadzwoniłem do niego, by to sprawdzić i natknąłem się na automatyczną sekretarkę z jego głosem. Sam do mnie zadzwonił kilka tygodni później, mówiąc wtedy raz jeszcze jak bardzo podobała mu się nasza demówka i że chciałby zostać naszym producentem w studio.
Okładkę do „Refuge Denied” stworzył Ed Repka. Jest to zresztą jedna z jego lepszych prac. Czy pamiętasz może to czy miał on w kwestii jej tworzenia wolną rękę czy opierał się na waszych konkretnych instrukcjach?
Rutledge: Razem z Seanem Bloslem mieliśmy jasno określony pomysł na to, jak okładka „Refuge Denied” ma wyglądać. Byliśmy nawet w pracowni Eda Repki, by towarzyszyć mu przez kilka dni w pracy nad szczegółami.
Wiele, wiele lat temu, jak możemy przeczytać w wywiadzie dla zinu Curious Goods, pod koniec trasy Into The Mirror Black, Dane zapowiedział trzeci album Sanctuary, który miał się wtedy nazywać „Psychedelic Prose”. Powiedział także, że jest już do niego przygotowanego nieco materiału, napisanego przez ciebie i przez Seana. No więc, co się stało z tymi riffami i pomysłami? Czy coś z tego zostało użyte na pierwszym demo Nevermore czy też może coś przetrwało do czasów „The Year The Sun Died”?
Rutledge: Ten trzeci album miał się nazywać „Psychedelic Prayers”. Nic z tamtego materiału nie zostało potem użyte. Wszystkie utwory napisane na nową płytę powstały na przestrzeni ostatnich dziesięciu lat.
Wróćmy do teraźniejszości. Czy macie już zaplanowaną trasę na której będziecie promować wasze najnowsze dzieło?
Rutledge: Mamy ustawioną trasę w USA po Zachodnim Wybrzeżu w listopadzie 2014. Pracujemy także nad koncertami w Europie. Nic nie jest jeszcze potwierdzone. [w chwili, gdy ten wywiad był opracowywany, wiedzieliśmy już, że Sanctuary będzie w Europie w marcu (w tym na dwóch koncertach w Polsce) oraz w maju na RockHard Festival – przyp.red]
Które utwory z najnowszej płyty zamierzacie grać na żywo? Jak będzie wyglądała proporcja między klasykami a nowymi utworami?
Rutledge: Myślę, że będziemy grać pierwsze cztery oraz „Frozen”. To, które to będą konkretnie utwory, zapewne będzie się różnić między kolejnymi koncertami, ale spodziewajcie się usłyszeć przynajmniej cztery nowe utwory.
Jakie są wasze następne plany dotyczące przyszłości Sanctuary? Co zamierzacie robić z zespołem przez najbliższe parę lat? Czy te plany obejmują także cokolwiek związanego z Nevermore?
Rutledge: Póki co, zamierzamy skupić się na koncertowaniu, gdyż chemia między nami jest naprawdę wielka. Przyjdzie też czas na nagranie kolejnego albumu, gdyż nawet teraz jesteśmy w trakcie tworzenia nowych kompozycji.
Przeprowadzono: grudzień 2014
Podziękowania za pomoc w tłumaczeniu dla Katarzyny Świrskiej
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz