niedziela, 12 lipca 2015

Evil Invaders - wywiad


ODJECHANY KOKTAJL STAREGO GÓWNA OBRACANY W COŚ ZUPEŁNIE NOWEGO
Czy polecenie w ślimora z innym facetem to pedalstwo czy już nie? Swoją drogą ciekawe czy mogę we wstępie napisać słowo “pedalstwo”? No, zobaczymy, w każdym razie ja tam nikogo nie zamierzam szkalować, ani obmawiać, ale to czego się naoglądałem tu i ówdzie, to moje i co zostało zobaczone, nie zostanie odzobaczone. Członkowie Evil Invaders, młodej speed metalowej kapeli ze słonecznej i egzotycznej Belgii (no nie gadajcie, że Belgia nie kojarzy wam się ze słońcem i egoztyką!), lubili sobie swojego czasu, użyjmy takiej nazwy - “zaimprezować”, a i to zdrowo! Można jednak powiedzieć, że na szczęście te imprezowe elementy zostały w końcu usunięte ze składu kapeli. Widać, że ten zespół zamierza być twardym graczem na młodej scenie metalowej, a szczypta profesjonalizmu nikomu jeszcze nie zaszkodziła. Może jakby jeszcze chłopaki nie podpierdzielali riffów tu i tam, to by było naprawdę optymalnie i spoko, ale co ja się tam będę czepiał. Przecież wszystko zostało już w metalu zagrane, no nie? W każdym razie, fakt faktem, Joe z którym gadaliśmy jest fanem metalu z krwi i kości. Nawet dobre festiwale lubi, więc jego kapela nie może być taka zła, nie?
Witaj, jak się masz? Niedługo światło dzienne ujrzy wasz debiutancki krążek “Pulses of Pleasure”, który wyda Napalm Records. Jak wyglądają aktualnie nastroje w zespole?
Johannes Van Audenhove: Jesteśmy niezwykle podekscytowani! To dopiero nasz debiut, a już recenzje, które do nas docierają są ostro pozytywne! Release party w Belgii zostało kompletnie wyprzedane! Pięciuset zwariowanych metalheadów szalało niczym samo piekło! Jakie to było niesamowite! Nie wiem jak się nam będzie układać za jakiś czas, jednak póki co nie mamy powodów do zmartwień i zamierzamy uderzyć w trasę. Nie mogę się doczekać grania nowych kawałków na żywo dla maniaków z całego świata!
Co możesz nam powiedzieć o nowym albumie? Czego mogą się spodziewać po nim ludzie, którzy nigdy wcześniej nie zetknęli się z Evil Invaders?
“Pulses of Pleasure” to album, na którym jest dziewięć utworów, z których każdy posiada własną autonomiczna duszę. Nasz materiał to kombinacja heavy, speed i thrash metalu z dużą dozą agresji, a także z chwytliwymi melodiami. Przypomni wam to atmosferę i klimat nagrań zespołów z lat osiemdziesiątych. Wydaję mi się, że na tej płycie nie ma ani jednego zapełniacza. Utwory są ponadto bardzo zróżnicowane, więc na pewno znajdziecie na niej coś dla siebie. Już teraz toniemy w pozytywnych recenzjach naszego nowego krążka, więc jeżeli uwielbiasz old schoolowy metal, to koniecznie obadaj nasz album!
Jak długo zajęło wam pisanie materiału na nowy krążek?
Najstarszy utwór chyba powstał w 2013 roku. Potem jednak pojechaliśmy w trasę podczas której nie mieliśmy za bardzo czasu pisać. Dlatego większość kompozycji powstała w pierwszej połowie 2014. W sierpniu zaczęliśmy nagrywanie, a w listopadzie mieliśmy już gotowy album!
Czy według ciebie “Pulses of Pleasure” uchwycił esencję brzmienia i stylu Evil Invaders? Innymi słowy - czy jesteście zadowoleni z tego jak wam ta płyta “wyszła”?
Zdecydowanie tak! Nareszcie jesteśmy usatysfakcjonowani z efektu końcowego pracy w studio. Stwierdziliśmy, że zrobimy wszystko sami, z niewielką pomocą naszego dźwiękowca - Koena Keijersa. Gość opiekuje się naszym brzmieniem podczas koncertów, więc miał od początku pojęcie o naszym materiale i stylu. Dzięki temu wie jakich mikrofonów najlepiej użyć do naszej muzyki. Spędziliśmy naprawdę dużo czasu pracując nad naszym brzmieniem. Nagrania gitar przedłużyły się o dwa dni właśnie z tego powodu. (śmiech) W każdym razie nagranie, miksy i mastering zrobiliśmy samodzielnie. Nie współpracowaliśmy z żadnym znanym producentem muzycznym czy coś takiego. I myślę, ze to był dobry wybór, że postanowiliśmy to zrobić w taki “czysty” sposób - bez żadnych zanieczyszczeń z zewnątrz. Jesteśmy bardzo zadowoleni z dynamicznego brzmienia jakie uzyskaliśmy. Nie przepadamy za tym całym nowoczesnym kompresowaniem ścieżek do bólu. A pełno jest teraz takich albumów, które tak brzmią. Udało nam się nagrać album pełen mocy, który w dodatku wyróżnia się na tle innych dokonań młodych thrash metalowych kapel. Cieszy mnie, że spędziliśmy dużo czasu nad miksami. Dopiero wówczas przecież utwory zaczynają brzmieć i rodzą się do życia!

  
Skąd czerpiecie inspiracje do tekstów i muzyki?
Muzycznie nasze inspiracje ciągną się od starszych  zespołów takich jak Led Zeppelin, Budgie, Black Sabbath, Iron Maiden, Judas Priest do późniejszych bandów jak Exodus, Overkill, Crimson Glory, Savatage, King Diamond… Każdy w zespole lubi trochę inne kapele. Dzięki temu uzyskujemy odjechany koktajl starego gówna, który obracamy w coś zupełnie nowego. Nie kopiujemy muzyki, chcemy po prostu ożywić dawnego ducha - ducha heavy metalu z lat osiemdziesiątych. Inspiracje do pisania tekstów czerpię z tego, co się dzieje w moim otoczeniu. Zawieram w nich moje osobiste frustracje lub spostrzeżenia. Myślę, że moje teksty są teraz o wiele lepsze niż kilka lat temu. Staram się by liryki, które piszę, nadawały się do otwartej interpretacji przez słuchacza. Myślę, że jest to ważne. Lubię pracować nad rzeczami, które nie są jednoznaczne.
Nowy album pojawi się tylko na cedeku czy też w grę wchodzą inne nośniki?
Album jest dostępny także na winylu, czarnym albo kolorowym! Będzie też dostępny w formie cyfrowej przez iTunes, Spotify… My preferujemy winyle oczywiście!
Oczywiście. Nakręciliście teledysk do “Fast, Loud ‘n Rude”. Kto był odpowiedzialny za jego wykonanie?
Te ujęcia, które widzicie na tym klipie, zostały nakręcone przed naszym show w klubie Biebop w zeszłym roku. Koncert zresztą jest nagrany i wypuścimy go na VHS! Zmontowaliśmy ujęcia bez publiczności z ujęciami z samego koncertu, który zagraliśmy tego samego wieczoru. Taki mieliśmy plan i to był w całości nasz pomysł. Chcieliśmy po prostu pokazać wszystkim na całym świecie jak wyglądają nasze koncerty. Na żywo zawsze dajemy z siebie wszystko. Fajnie, że na tym filmiku widać to stężenie adrenaliny i energii, które zwykle z nas kipi!
Pochodzicie z Belgii, krainy konkretnych undergroundowych kapel takich jak Acid, Ostrogoth, Crossfire, Lions Pride, Killer, Westfalen i wielu, wielu innych old schooli. Czy dziedzictwo tych zespołów wpłynęło na was w jakimkolwiek stopniu?
Osobiście nigdy nie słuchałem tych kapel. Aczkolwiek kiedyś bardzo długo wałkowałem Cyclone. Bardzo też lubię Black Widow i Steelover! No, a na naszym drugim release show będziemy grali z Ostrogoth!  Lubimy te zespoły, ale nigdy nie zagłębiałem się w nie jakoś głęboko…
Jak w twojej ocenie wygląda kondycja belgijskiej sceny metalowej? Czy heavy/speed się dobrze na niej przyjmuje?
Zdecydowanie tak! Wydaję mi się, że mamy świetną scenę jak na tak mały kraj. Pełno miejsc w których można grać, pełno festiwali i rzesza fanów. Powstaje dużo fajnych nowych kapel jak Hammerhead, Witchtrail, Toxic Shock, Horacle… Old schoolowy metal jest całkiem lubiany, zarówno wśród młodszych metalowców jak i tych starszych.

Ciężko jest walczyć o swoje miejsce na scenie metalowej grając old schoolowy metal?
Póki co, wszystko wychodzi nam całkiem dobrze. Nie możemy narzekać. Zdecydowanie różnimy się od innych młodych zespołów i zapewne to jest nasza zaletą. (śmiech) Brzmimy zupełnie inaczej, ale myślę, że spokojnie możemy konkurować także z zespołami, które poszły w nowocześniejsze brzmienie. Teraz jest dobry czas na wydawanie old schoolowych albumów. Ludzie tęsknią za tradycyjnym brzmieniem. A my właśnie takie dostarczamy, odpowiednio odnowione, co czyni nas wyjątkowymi. A my gramy nasze gówno z wielką energią!
Uderzacie w trasę z Majesty w 2015 roku. Większość koncertów z tej trasy jest w Niemczech. Wiem, że zapewne nie macie wpływu na to, którędy ona biegnie, ale mam nadzieję, że zdajecie sobie sprawę z tego, że metalowcy w Europie to nie tylko Niemcy, Francja i kraje Beneluksu?
Nie no, wiemy, stary! Dlatego razem ze Skull Fist będziemy objeżdżać także inne kraje przez pięć tygodni! Dajemy nawet cztery koncerty w Polsce! Graliśmy już wcześniej w takich miejscach jak Japonia, Litwa, Grecja, Czechy, Hiszpania… nie zamierzamy się koncentrować wyłącznie na bezpośredniej okolicy Belgii. Nie ma obaw! Wszędzie gdzie gramy, zawsze jesteśmy pod wielkim wrażeniem tego jak reagują na nas fani metalu. Dostajemy też bardzo dużo informacji od naszych fanów z całego świata za pośrednictwem Facebooka. Będziemy grali koncerty wszędzie tam gdzie nas chcą o ile będzie nas na to stać!
Więc jak wyglądają wasze dalsze plany na aktualny rok?
Oprócz tych dwóch tras kminimy także nad jeszcze jedną w październiku! W lecie gramy na festiwalach Out&Loud, Graspop Metal Meeting, czeskim Metalfeście i mam nadzieję, że niedługo się okaże, ze także na innych! Śledźcie naszego Facebooka, bo o wszystkim będziemy informowali na bieżąco!
Gdybyś mógł zagrać w dowolnym miejscu na Ziemi, to gdzie by to było? No i dlaczego?
Hammersmith byłoby niezłe! Jestem olbrzymim fanem Motorhead, a Hammersmith to legendarna miejscówa! Tak wiele świetnych zespołów jak Venom grało tutaj swoje koncerty. Byłoby naprawdę wspaniale móc wystąpić na tej samej scenie co oni. Podążyć ich śladami...

Cóż, jesteś ostatnim oryginalnym członkiem zespołu, który się ostał w kapeli. Pamiętasz jeszcze w ogóle jak zaczęła się przygoda Evil Invaders?
Zaczynaliśmy jako gromada dzieciaków, która chciała dobrze poimprezować. Ledwo graliśmy na tych swoich instrumentach, ale nie dbaliśmy o to. Próby wyglądały raczej jak pijatyki z ziomeczkami. (śmiech) Pierwszy koncert zagraliśmy w 2009 roku. Jak teraz patrzę na zdjęcia z tego gigu, to sam się dziwie, że przyszło na niego tyle osób! Przez następne lata zagraliśmy całkiem sporo koncertów w Belgii i w okolicznych krajach, przeszliśmy też kilka zmian składu. Ale w sumie dopiero przy okazji wydania naszej EP zrozumieliśmy ile w nas drzemie potencjału. Zaczęliśmy wtedy ogarniać kapelę tak na serio i dzięki temu jesteśmy teraz w tym miejscu.
Zastanawia mnie dlaczego przyjęliście za nazwę tytuł albumu Razor. W końcu nie gracie stricte thrash metalu.
Nie wiem, stary. Po prostu to świetnie brzmiało i pasowało do zespołu. Gdy zaczynaliśmy, to byliśmy zorientowani głównie na thrash, a Razor to była jedna z naszych ulubionych kapel. Nie jest to jednak nasza jedyna inspiracja. Myślę, że thrash, speed i heavy są ze sobą poniekąd nierozłączne i zawsze idą ręka w rękę. Wszystkie mają podobny klimat, więc myślę, że Evil Invaders pasuje do nas jak ulał.
Nie uważaliście, że możecie być postrzegani jako niezbyt oryginalna kapela? Dużo zespołów teraz przybiera nazwy od klasycznych thrash metalowych albumów.
Nie obchodzi nas to. Po prostu to brzmi fajnie! (śmiech) Nie braliśmy zespołu zbyt serio na początku, więc nikt nie myślał wtedy o przyszłości. Zawsze byłem przekonany o tym, że to idealna nazwa dla nas. No i wygląda na to, że tak jest w istocie, bo obrót spraw jest dla nas bardzo korzystny. Większość zespołów przyjmuje za nazwę jakiś album, po czym zaczynają grać jak ten zespół, który go wydał. My tego nie robimy. W ten sposób chyba nawet pokazujemy jacy jesteśmy otwarci i różnorodni.
Dlaczego Alain już nie jest częścią zespołu? Był taką duszą towarzystwa, która lubiła imprezować, zarówno z dziewczynami jak i chłopcami....
Wszyscy lubimy imprezować z fanami, ale zespół trzeba traktować poważnie, a my mieliśmy inną wizję niż on na ten temat. Przestało się między nami układać. Gdy jest się w trasie, nie można sobie pozwolić na spiny w kapeli! To była ciężka decyzja, bo zawsze byliśmy sobie bardzo bliscy. Takie rzeczy się jednak zdarzają. Wygląda na to, że ludzie się zmieniają… Dlatego się rozstaliśmy. Na nowej płycie na basie grał Nico, ale on też musiał odejść z kapeli z powodów osobistych. Teraz na basie szarpie się Max Mayhem i jesteśmy bardzo zadowoleni, że możemy go gościć na pokładzie. To prawdziwy metalowy maniak i myślę, że dzięki niemu zespół jest teraz silniejszy!
Graliście na Keep It True 2013. Jak wspominasz wasz występ?
To była naprawdę niezła rzeźnia! Graliśmy jako pierwsi drugiego dnia. Robiliśmy soundcheck do pustej sali, więc myśleliśmy, że wszyscy jeszcze śpią i nikt nie przyjdzie. Jednak, gdy zaczynaliśmy nasz koncert, hala była wypchana po brzegi! Po raz pierwszy graliśmy dla tak dużej publiczności! To nas zmiotło! Tyle się dla nas zmieniło po tym festiwalu. Tam spotkaliśmy naszego promotora, który zorganizował nam koncert w Japonii przed Possessed! Keep It True to świetny festiwal i to dobrze zorganizowany. To chyba zresztą mój ulubiony taki zlot metalowców. Nie mogę się doczekać występu Excitera w tym roku!

Nie było zbyt dużego ruchu wokół was podczas waszej sesji meet & greet po waszym koncercie. Podejrzewam, że to z powodu tego, że w tym czasie grał Attic.
A mi się wydawało, że nawet całkiem sporo ludzi do nas podeszło. Cholera, nie wiem w sumie, byłem pijany i odwalałem dziwne opcje. (śmiech) Tak, Attic był bardzo popularny na tym feście. My wtedy jeszcze byliśmy nieznanym zespołem w sumie, więc nie ma się czemu dziwić. Publika na koncercie reagowała na nas jednak znakomicie. Ciągle temat tego koncertu pojawia się w moich rozmowach z fanami. Dobrze się tam bawiliśmy. Ponadto, był to niezwykły zaszczyt, zagrać na festiwalu na którym byliśmy też rok wcześniej jako fani!
Zespół zmienił się praktycznie nie do poznania od 2011 roku, kiedy mieliśmy okazję przelotnie poznać was (i Dietera) na polu namiotowym podczas Headbangers Open Air. Mieliście wtedy ze sobą wielką białą flagę z ryciną potężnego, żylastego penisa. Swoją drogą nie spytałem się was, dlaczego akurat fiut? Nie lepiej wozić ze sobą flagę z cyckami albo waginą?
(śmiech) Jeden z naszych kumpli znalazł ją na polu na Graspop Metal Meeting i tak jakoś przywieźliśmy ją ze sobą, bo wyglądała zabawnie. Nie mam pojęcia kto ja narysował. Ale dobry pomysł z tymi cyckami i waginami, może sami taką zrobimy i będziemy ze sobą wozić! (śmiech)
W 2013 roku na Headbangers Open Air przyjechaliście jako fani i staraliście się uparcie rozklejać plakaty reklamujące waszą EP, które jednak były konsekwentnie zrywane przez organizatorów. Jednak rok później wróciliście na festiwal jako jedna z kapel na nim grających. Jak to się stało?
Widzisz, to jest niezmiernie ważne, by promować swoją kapelę. A my wszystko wokół naszej promocji robiliśmy sami. Zawsze jak jeździliśmy na festiwale, to zabieraliśmy za sobą całe naręcze samodzielnie wydrukowanych plakatów. (śmiech) Rozmawiałem z organizatorem HOA podczas KIT. Na HOA jeżdżę nieprzerwanie od 2009 roku, to jest naprawdę świetny festiwal! Chyba to było tak, że napisali do nas maila z zaproszeniem. To niezwykłe uczucie mieć możliwość gry na takich imprezach, na które się jeździło jako fan od bardzo wielu lat. Podobnie jest z Graspop Metal Meeting, na który jechaliśmy jeszcze jako smarkacze!

Przeprowadzono: marzec 2015

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz