czwartek, 27 sierpnia 2015

Sacred Gate – Tides of War




Sacred Gate – Tides of War
2013, Metal on Metal Records
Od dawien dawna ludzie upatrywali sztukę jako formę powrotu do czasów heroicznych przygód oraz barwnego i wzniosłego bohaterstwa. Gdy rzeczywistość w koło jest szara i paskudna, a otaczające nas realia w kwestii bitewnych przeżyć dostarczają nam jedynie walki o rzeczy przyziemne i zwyczajne, aż do bólu, z utęsknieniem spoglądamy w przeszłość, podziwiając dzielnych wojowników, którzy walczyli na śmierć i życie dla idei i wartości o wiele bardziej wzniosłych. U nasad naszej europejskiej kultury leży motyw bohaterskiej bitwy na przesmyku Termopile. To wydarzenie, choć mające miejsce bagatela dwa i pół tysiące lat temu, było obecne przez cały okres trwania naszej cywilizacji, w licznych analogiach, kulturze, sztuce, a także w mentalności i psychice. Zdarzenie to jest obecne w naszych myślach i powracało do świadomości naszych przodków w różnych epokach w chwilach, gdy zagrażało im beznadziejne niebezpieczeństwo. Nie dziwota, gdyż to sławne wydarzenie jest synonimem straceńczej walki, do samego końca, w imię wolności i przyszłego zwycięstwa. Bitwa pod Termopilami, w której starły się armie greckie i kilkadziesiąt razy bardziej liczne armie perskie, choć przegrana przez Greków, dzięki męstwu i desperackiemu poświęceniu legendarnych trzystu Spartan, przyniosły w rezultacie późniejsze zwycięstwo Europejczyków nad arabskim najeźdźcą. Spartanie zadali elitarnym perskim siłom olbrzymie straty, liczone w dziesiątkach tysięcy i zatrzymali pochód perskiej armii na kilka dni. W efekcie dało to czas na zorganizowanie greckich flot i armii, które zniweczyły arabski pochód zwycięstwa w bitwie pod Platejami oraz morskiej potyczce pod Salaminą. 
To ostateczne poświęcenie dla dobra narodu i zbrojny sprzeciw przeciwko jarzmu agresji, stało się inspiracją wielu książek, obrazów, sztuk, filmów, a także albumów muzycznych. Na tej kanwie został ukuty album koncepcyjny niemieckiej kapeli Sacred Gate. Utwory na tej płycie opowiadają o kolejnych zdarzeniach poprzedzających sławną bitwę, a także dotyczą jej samej. Po klimatycznym intro w postaci „The Coming Storm” uderza w nas z mocą gromu „The Immortal One”. W nim bóg wojny Ares wyraża swoje straszliwe credo, zwiastując nadchodzącą krwawą wojnę. Utwór nie niszczy swą szybkością, lecz toczy się w trochę żywszym średnim tempie niczym niemiecki czołg przez francuską wioskę w Normandii. To jednak wystarczy, by ukierunkować drzemiącą w nim moc prosto w słuchacza. Charakterystyczny, mocny głos Jima Overa świetnie pasuje do ogólnego brzmienia całości. Instrumenty tworzą pod niego kapitalny podkład, jawiący się niczym ocean magmy kłębiący się pod strzelistymi turniami z czarnego obsydianu. Mamy tu wpadający w ucho chwytliwy refren, dużo przesterowanego mięsa, melodyjna solówka i bridge, mocno zainspirowany „Domination” Pantery. Album zaczyna się wyśmienicie i trzyma nas w napięciu przez cały czas swego trwania. 
Utwór „Tides of War” skupia się na przyczynach konfliktu. Dumni Grecy cenią sobie wolność bardziej od życia. Odprawiają więc perskich posłów, przynoszącym im ultimatum i gotują się do walki w obronie swej kultury i stylu życia, przeciw zagrożeniu ze wschodu. Moc w refrenie płynie strumieniami niczym rzeka płynnej stali z hutniczego pieca. Brak wyścigowego tempa nie pozbawił utworu energii i siły tytana.
Płomienny, heavy metalowy riff otwiera świetne „Defenders (Valour Is In Our Blood)”. Harmonie i mocne powerchordy uderzają na modłę Judas Priest i Grave Digger. Sojusz został zawiązany, rada wojenna ustala strategię i wybiera bramy wąskiego przejścia Termopile jako pierwsze miejsce, w którym stawią czoła bliskowschodniemu najeźdźcy, w obronie swych granic. Przyspieszenie następuje w fenomenalnym „Gates of Fire”. We wstępie krzyżują się zagrywki rodem z Iron Maiden i „Power” Manowar. Zdzierająca kopyta galopada jednak nie wykorzystuje w pełni swojego potencjały, gdyż po dynamicznym początku, utwór zdaje się trochę osiadać. Mimo wszystko, mocny refren i płomienie gitary solowej sprawiają, że ten kawałek żyje i dobrze się go słucha. 
Zmiana klimatu dotyka nas na przejmującym „Never To Return”. To pożegnanie wojowników, którzy odchodzą pod Termopile, by już nigdy nie powrócić do swych rodzin i swych ukochanych. Melancholijna ballada żywcem wyrywa duszę razem z sercem. Akustyczna gitara, bas i przeszywający głos Jima wygrywają wspólnie pełną uczuć symfonię. Po chwili jesteśmy wyrywani z łzawego nastroju przez silnie inspirowany Maidenami „The Final March”, który jest wysokiej klasy instrumentalnym wstępem do „Spartan Killing Machine”. Szybkie gitary, ostre lance solówek i dudniący bas idealnie wprowadzają w klimat tego utworu. Sam „Spartan Killing Machine” jest mosiężnym, chędogim amalgamatem, w którym zbratała się moc Manowar, dusza Virgin Steele i melodia Iron Maiden z czasów „Brave New World”. 
Ciężar „Path To Glory” spada na słuchacza jak kilkudziesięciotonowa kula wyburzeniowa z gracją kondora. Natura hymnu nie przeszkadza, by ta epicka kompozycja miała niezwykle chwytliwy refren. Podniosły klimat wręcz wycieka z tego wałka.
Zwieńczeniem albumu jest epicki „The Battle of Thermopylae”. Melodyjny początek z wyrecytowanym epitafium, napisanym dla trzystu Spartan przez Symonidesa, jest łudząco podobny do początku „Alexander The Great” z malutką szczyptą jednego momentu z „Seventh Son of a Seventh Son”. Iron Maiden jest wyraźną inspiracją dla Sacred Gate, co słychać w prawie wszystkich ich kompozycjach. Nic dziwnego, gdyż Jim Over i Nicko Nikolaidis, przed założeniem tego zespołu, grali w cover bandzie Maidenów. Nie wiem jednak czy w tym momencie nie przesadzili trochę z tym inspirowaniem się Brytyjczykami. O ile wcześniejsze nawiązania były trochę bardziej subtelniejsze, to już ten fragment „The Battle of Thermopylae” zahacza o epigoństwo. Mimo wszystko, finalny utwór (w którym zdarzyły się jeszcze krótkie nawiązania do „Hallowed Be Thy Name” i „Rime of the Ancient Mariner”) jest świetną, epicką kompozycją. 
Dużo napisałem na temat wzorowania się Iron Maiden (i Manowar) przez Sacred Gate. Nie jest to jednak ten rodzaj inspirowania się, które czyni kapelę kalką lub marną odbitką oryginału. Sacred Gate ma wyraźnie zarysowany własny styl, w którym pobrzmiewają echa starszych stażem klasyków. Dzięki temu „Tides of War” się świetnie słucha. Teksty są bardzo dobrze napisane, a same utwory doskonale zagrane. Sam złapałem się na tym, że nucę nagrania z tej płyty długo po wyłączeniu albumu. Wokalista ma świetny głos, a brzmienie instrumentów jest zniewalające. Kompozycje są przejrzyste i, choć proste, to nadal różnorodne. Fajna, dynamiczna okładka i bogata szata graficzna bookletu cieszą oko. To zawsze było jedną z mocnych stron Metal on Metal Records, zaraz obok doskonałej muzyki i produkcji ich wydawnictw. Płyta dla wszystkich, których nudzą nowe dokonania Iron Maiden. „Tides of War” słucha się bardzo przyjemnie. Jest to mocna i godna płyta! 
Ocena: 5/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz