After Oblivion - Stamina
2012, Metal on Metal Records
2012, Metal on Metal Records
Oho,
ktoś tutaj jest bardzo zafascynowany „Individual Thoughts Pattern”! Muzyka
kapeli z Bośni jest bardzo silnie zakorzeniona w podstawach technicznego
death/thrashu z lat 90tych. Na „Stamina” uświadczymy ciekawy kompozyt na modłę
Atheist i Cynic, zderzony z Death, Death, Death i jeszcze raz Death! Nawet
wokalista brzmi jak wokalny sobowtór Chucka! Może z lekką nutką DiSanto z
Vektora. Mamy więc tutaj techniczne riffy, skrzekliwe głębokie zaśpiewy i
ogólną „Deathowatość” aż do bólu. Z jednej strony jest to świetna sprawa, jednak z drugiej strony, ciągle ma się wrażenie, że to już wszystko gdzieś było.
Z początku moje nastawienie do tego albumu
okrzepło. Kompozycje wydały mi się zbyt zbrylone ze sobą, by znaleźć
charakterystyczne punkty orientacyjne na tym albumie. W dodatku wszystkie
utwory, z wyłączeniem trzech, mają bardzo ciekawy zabieg w warstwie lirycznej.
Mianowicie tekst utworu w pewnym momencie się zapętla, i tak zamiast trzeciej i
czwartej zwrotki mamy powtórzenie pierwszej i drugiej. Ja rozumiem, że coś
takiego może pojawić się raz na albumie, i być celowym działaniem, względnie
dwa, gdy nie ma się lepszego pomysłu na liryki, a terminy gonią – ale aż sześć
razy? Skoro już jesteśmy przy tekstach – ich twórca w nich strasznie angstuje,
skupiając się na przeciwnościach losu i niegodziwościach rzeczywistości.
Sytuacja ta pojawia się bardzo często w tekstach takich kapel. Mamy więc bardzo
dużo rzeczowników kończących się na „ity” – humanity, reality, atrocity,
insanity, vanity, lenity i tak dalej oraz występowanie słowa „denied” w
częstotliwości nader częstej. Ponadto, osoba odpowiedzialna za pisanie tekstów
przemyciła do nich także bośniackie frazeologizmy, które zostały kiepsko (czyt.
dosłownie) przetłumaczone na język angielski. Nie jest to działanie
profesjonalne, jednak, nie powiem, ma swój specyficzny urok.
Mimo wszystkich
moich pretensji i zastrzeżeń, faktem jest, że do tego albumu zwyczajnie trzeba
się przekonać. „Stamina” trafiła do mnie dopiero za którymś razem. Mimo tych
mankamentów, których tak się uczepiłem, ten album ma też swoje lepsze oblicze. W tym miejscu należy wspomnieć o umiejętnościach członków zespołu. Partie perkusyjne i gitarowe są fajnie napisane. Samym muzykom nie można
odmówić, kolokwialnie rzecz ujmując – swoistego „skilla”, gdyż, żeby grać
techniczny death to trzeba siłą rzeczy posiadać pewne umiejętności, by to wszystko razem dobrze brzmiało. To wydawnictwo, tak
samo jak zespół, ma spory potencjał. Trzeba go tylko dostrzec.
Ocena: 4/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz