Lucifer’s Hammer - Beyond the Omens
2016, Shadow Kingdom Records
2016, Shadow Kingdom Records
Lucifer’s Hammer to kapelka, która uderzyła znienacka w 2013
roku swoim kaseciakiem “Night Sacrifice”. Jego zawartość wzmogła apetyt na
więcej muzyki od Chilijczyków, gdyż tak dobrej jakości materiału, natchnionego old-schoolem,
nie spotyka się codziennie. No i proszę, mamy w końcu przed sobą ich
debiutancki krążek - “Beyond the Omens”.
Zawartość tętni klasyką. Trochę jest tutaj brytyjskich
naleciałości rodem z Tokyo Blade, Judas Priest, Traitors Gate, Saxon i Iron Maiden,
które zostały wymieszane z amerykańską szkołą tradycyjnego power metalu spod
znaku Liege Lord, Warlord, Omen i Riot. Znajdziemy tutaj także nieco innych
inspiracji. Nie kryłem zdziwienia, gdy w środku “The Hammer of Gods” -
świetnego otwieracza swoją drogą - wyskoczył riff “Calico Jack” Running Wild.
Same patenty znane z kapeli Rolfa Kasparka pojawiają się w większości utworów,
jednak już w postaci nieco mniej oczywistej.
Na “Beyond the Omens” składa się osiem utworów, a cały
krążek trwa równo 40 minut. Przez ten czas zostaje nam zafundowana interesująca
przejażdżka po dobrym, klasycznym metalu, w którym znalazło się wszystko to, co
powinno się w nim znaleźć - mięsiste riffy, galopki, melodie, harmonie,
przejścia, perkusyjne bastonady, ogniste solóweczki i pełne pasji wokale.
Wszystko to bez zbędnego cukrzenia czy udziwniania. Tradycyjny metal jak się
patrzy i to bez żenuncji rodem ze Skull Fist czy Enforcera. Cieszy mnie fakt,
że “Beyond the Omens” jest płytą zróżnicowaną i temat klasycznego metalu został
tutaj uchwycony z wielu różnych stron. Dzięki temu sama płyta jest też
niezwykle interesująca i perspektywiczna. W Chile potrafią grać metal. Oprócz
Lucifer’s Hammer udowadnia to także inny tegoroczny debiut z tego kraju - Iron
Spell. A czy w Polsce ktokolwiek umie porwać się na taką formę sztuki i nie
zrobić z tego spektaklu żenującej kicz tandety i miałkiej papki?
Ocena: 5/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz