Vektor – Terminal Redux
2016, Earache Records
2016, Earache Records
DiSanto ze swoją załogą dostarczyli swój trzeci album. Długo
wyczekiwane nagranie ujrzało w końcu światło dzienne. Forma i renoma Vektor
sprawiła, że oczekiwania były wysokie. Po prawdzie trudno było nawet określić,
czego można by się spodziewać po tym zespole. Z jednej strony ich styl jest
niezwykle pionierski i idzie o wiele dalej niż w takim Obliveon czy Sadus, z
drugiej strony - czyż nie wyczerpali go z naddatkiem na poprzednich dwóch
albumach? Czy można jeszcze stworzyć coś podobnego, co jednak nie będzie
autoplagiatem? Szybko okazało się, że tak.
Już w pierwszym utworze, który trwa bagatela dziewięć minut,
wiele się dzieje. Wieloaspektowość i wielowymiarowość kompozycji sprawiają, że
kompozycje są płynne i naturalne. Vektor, jak zwykle zresztą, stawia wysoko
poprzeczkę w kwestii techniki i poziomu skomplikowania swych motywów. Ich
muzyka jednak jest przy tym niezwykle naturalna. Nie jest to sztuczne i
wymuszone popisywanie się brandzlowaniem instrumentami, lecz przemyślana
inicjatywa, w której wyczuwa się dbałość o artyzm i sztukę.
“Terminal Redux” brzmi inaczej niż “Outer Isolation” czy
genialny “Black Future”. I dobrze - Vektor nie zjada własnego ogona, lecz dalej
rozwija niszę, w której się znalazł. Ich styl jest jedyny w swoim rodzaju. Choć
wyraźnie bazuje na dorobku takich zespołów jak Obliveon, Chemical Breath i w
małym stopniu Voivod, to jednak ich muzyka wznosi się zdecydowanie ponad te
swoiste fundamenty, poszerzając granice takiej stylistyki w sposób wręcz
pionierski.
Na “Terminal Redux” pojawiają się nowe elementy (jak te
plemienne chóry pod koniec “Charging the Void” czy zaskakująco czyste zaśpiewy
w “Collapse”) i rozwinięto także motywy, które gościły w pewnym stopniu na
poprzednich płytach - lekkie wpływy jazzowe, blackowe i progresywne. Nadal jest
to jednak thrash metalowy techniczny łomot wzbijający się w bezkresy
nieujarzmionej ekspresji. Nie zabrakło także przeszywających chrapliwych
wrzasków samego DiSanto, którego wokale nie straciły swej magii i
barbarzyństwa.
A ekspresja jest tu bardzo istotna, gdyż “Terminal Redux”
jest w końcu albumem koncepcyjnym - opowiadającym interesującą historię.
Warstwa muzyczna w albumach koncepcyjnych musi odzwierciedlać wszystkie niuanse
opowieści, którą snuje. Muzyka Vektor na “Terminal Redux” spełnia ten wymóg w
sposób tak fantastyczny, że niemal go redefiniuje na nowo. No i te teksty.
Wszystkie utwory obfitują w bardzo rozbudowaną warstwę liryczną, tworząc
swoisty epos science fiction - zwłaszcza, że fabuła jest zdecydowanie lepsza
niż nowych Gwiezdnych Wojnach na ten przykład. Szata liryczna jest przy tym tak
dobrze skrojona, że nie uświadczymy tutaj stałej bolączki concept albumów - nadmiaru
miałkich i nudnych opisów. Tekstu jest sporo, ale jego zaletą jest przede
wszystkim jakość i dobre dopasowanie do muzyki i konkretnego nastroju, który
panuje w danym momencie w kompozycji.
Opisywanie poszczególnych kompozycji nie ma sensu - mnogość
elementów, zmian, motywów, wymiarów jest tak bogata iż mijałoby się to z celem
i przerodziło w niepotrzebne lanie wody. Zwłaszcza, że kompozycje Vektor nie są
jedynie zlepkiem riffów, a pełnymi emocji uwerturami prawdziwego kunsztu.
Właściwości tego dzieła są niezwykle indywidualne i genialne. “Terminal Redux”
z łatwością może porwać słuchacza w wędrówkę po astralnych bezmiarach.
Czy jest to najlepszy album Vektor? Tutaj wahałbym się
szafować wyrokami. Nadal moją najbardziej ulubioną płytą jest “Black Future”.
Czas zweryfikuje jak na jej tle prezentuje się “Terminal Redux – płyta o wiele
bardziej bogata w różnorodność motywów i wątków, a należy pamiętać, że “Black
Future” też stanowiła ich nieprzebrane wręcz źródło. Jedno nadal pozostaje
pewne - Vektor potrafi dostarczyć muzykę niezwykle skomplikowaną i złożoną w
taki sposób, że się jej słucha tak samo przyjemnie, łatwo i prosto jakby wcale
nie była tak zawiła i wielopłaszczyznowa.
Ocena: 6/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz