wtorek, 30 czerwca 2015

Sign of the Jackal - wywiad






w heavy metalu jest miejsce na prawdziwe kobiece wokale

Minęło już trochę czasu odkąd takie zespoły jak Warlock, Chastain czy Bitch wydawały swoje największe dzieła. Wszystkie te zespoły łączyła wspólna cecha. Na ich czele stała charyzmatyczna i charakterystyczna wokalistka, która swym głosem i prezencją sceniczną potrafiła podbić serca fanów heavy metalu. Na szczęście swoiste odrodzenie tradycyjnego heavy metalu nie pominęło także tej sfery sceny, w której to właśnie kobiecy głos gra pierwsze skrzypce. Włoski zespół Sign of the Jackal dysponuje właśnie taką mocą wokalną, jak kilka dekad temu zespoły, które zostały wspomniane na początku. Laura Coller, wokalistka młodych szakali z północy Włoch, jest osobą, która posiada bardzo ciekawą barwę głosu, idealnie współgrającą z pozostałą warstwą instrumentalną tego dobrze zapowiadającego się zespołu. To właśnie z nią przeprowadziliśmy krótki wywiad na temat debiutanckiego krążka grupy, zatytułowanego „Mark of the Beast”, a także na temat horrorów, książek, muzyki i miejsca kobiet w heavy metalu. Laura okazała się bardzo inteligentną i miłą rozmówczynią, dlatego tym bardziej zapraszam do lektury.

Sign of the Jackal kupił mnie kompletnie na „Mark of the Beast”! Ten album ma naprawdę fantastyczne brzmienie, jednocześnie old-schoolowe jednak z wyraźnym powiewem świeżości. Czy taka była wasza ambicja, by celować w brzmienie rodem z lat 80tych?

Laura Coller: Cieszę się, że ci się podoba. Bardzo ci za to dziękuję. Jestem naprawdę dumna z tej płyty, ponieważ brzmienie jest dokładnie takie jakie chcieliśmy osiągnąć. Podczas nagrywania używaliśmy głównie technologii analogowej, by uzyskać właśnie taki efekt. Wszyscy jesteśmy zagorzałymi fanami tradycyjnego heavy metalu, dlatego naturalną dla nas rzeczą było to, że chcieliśmy powielić ten klimat i brzmienie, które są obecne na nagraniach za którymi przepadamy. Gdy dotykały nas jakieś wątpliwości podczas sesji nagraniowej, to stawialiśmy sobie pytanie co by Warlock/Acid/Dokken zrobili w takiej sytuacji? 

Chcieliście kontynuować ich dziedzictwo?

Po prostu próbowaliśmy zacząć z punktu, który oni porzucili. Myślę, że się nam udało. Najmilszą rzeczą jaką słyszałam, było zdanie: „Nie wiedziałem, że to nagranie jest z 2013 roku, wydawało mi się, że przegapiłem naprawdę dobry zespół z lat osiemdziesiątych”. To jest właśnie to, co chcieliśmy osiągnąć.

Na scenie metalowej jest raptem kilka godnych uwagi młodych zespołów z kobiecym wokalem. Trzeba przyznać, że Sign of the Jackal należy do tej grupki. Czy postrzegacie siebie jako zespół, który znalazł własną niszę na młodej scenie metalowej?

Muszę przyznać, że jest to trudne pytanie. Wydaję mi się, że naszym atutem jest fakt, że nie wpadliśmy w to, w co prawie zawsze wdeptują zespoły metalowe z laskami za mikrofonem – w te operowe wycie ze zwiewnymi szatami. Nigdy nie myśleliśmy o sobie jako o zespole z kobietą na wokalu. Jesteśmy po prostu zespołem heavy metalowym i tyle. Nie zmienia to faktu, że wielką inspiracją były dla nas zespołu, w których właśnie śpiewały wokalistki. Mamy dzięki temu swoistą ostrość i twardość brzmienia, gdyż świadomie mogliśmy ją wyrzeźbić. Świdrujemy swój własny tunel i sami stanowimy o swoim stylu i muzyce. Dzięki temu można powiedzieć, że zdobyliśmy stabilny przyczółek w metalowym undergroundzie. Czas pokaże czy uda nam się pójść dalej (śmiech).

Jak wyglądały początki zespołu?

Wszystko zaczęło się ode mnie, Boba oraz Sergio. Przede wszystkim to ja wywierałam nacisk na Bobie, bo znowu chciałam śpiewać. Minęło trochę czasu odkąd dałam sobie z tym spokój. To ja pokazałam mu takie zespoły jak Warlock, Black Night i Malteze. Znał co prawda ich twórczość, jednak tylko pobieżnie i nigdy nie przykładał do tych zespołów większej uwagi. Z początku chcieliśmy grać dla zabawy, nie upubliczniać się z tym zanadto. Zobaczyć jak na to zareagują ludzie. Jednak potem dokoptowaliśmy basistę, kolejnego wioślarza, zagraliśmy pierwszy koncert… i nie mogliśmy już tego powstrzymać! Z początku żaden z naszych przyjaciół nie wiedział, że Sign of the Jackal to właśnie my!

Co sprawiło, że chciałaś śpiewać w zespole heavy metalowym? Kiedy odkryłaś w sobie talent wokalny?

Dzięki za tą wzmiankę o talencie! (śmiech) Zawsze śpiewałam. Robiłam to od dziecka. Kiedy miałam cztery lata moja mama kupiła mi mikrofon, który połączyłyśmy do starej wieży stereo. Potem chciałam grać na perkusji, jednak pewnego dnia mój ojciec pojawił się w domu z gitarą. Była to gitara klasyczna i mnie, jako dziewięciolatce, wydawała się strasznie nudna. Kilka lat później próbowałam się nauczyć grać na akustyku, który sobie kupiłam, jednak nie szło mi to za dobrze. Dlatego bardziej skoncentrowałam się na śpiewaniu niż na graniu. Jednak nie czułam się dobrze śpiewając utwory, które leciały wtedy w radiu. Wiesz, te wszystkie nudne pop rocki i takie tam duperele. Wtedy właśnie zaczęłam odkrywać świat heavy metalu, poczynając od thrashu i powoli przechodząc do klimatów w stylu Judas Priest i klasycznego heavy. Nie mogłam jednak znaleźć odpowiedniego zespołu, który miałby kobietę na wokalu, która brzmi jak kobieta. Kilku moich znajomych z tamtych lat jarało się growlowanymi wokalami, jednak mi one nie przypadły do gustu. Zaczęłam więc śpiewać w manierze thrash metalowej. Było to całkiem fajne, jednak mój głos nie był na tyle szorstki, by dobrze pasował do tego stylu. Wtedy też udało mi się wejść na koncert Doro. Będąc na jej koncercie uświadomiłam sobie, że jednak w heavy metalu jest miejsce na prawdziwe kobiece wokale! Doro była cudowna! Prawdziwa rockmenka, a nie jakieś tam cukierkowa dziewoja w kwiatuszkach i świeczuszkach. To była ostra babka! Ponadto, bardzo mi się podobała natura i kompozycja jej utworów. Ona jest prawdziwą mistrzynią tradycyjnego heavy metalu. Wtedy moja przyszłość stała się dla mnie jasna – jeżeli mam śpiewać, muszę to robić w taki, a nie inny sposób. Jeżeli nie, to powinnam znaleźć sobie lepsze zajęcie. Na przykład gotowanie.



Którzy wokaliści i wokalistki, oprócz Doro, zainspirowali cię i pomogli ci odnaleźć twój własny styl?

Z początku nie było to nic związanego z metalem. Gdy jednak odkryłam już cudowny świat mocnych dźwięków, który o wiele bardziej szanuje i doceniam, byłam zauroczona śpiewem Roba Halforda, Geoffa Tate’a, Erica Adamsa, no i oczywiście Doro. Nie mogłabym też nie wspomnieć o Leather Leone. Na początku nie zrobiła na mnie wrażenia, potem jednak, gdy słuchałam jej głosu, miałam poczucie jakby ktoś mi duszę wydzierał.

Czy w Sign of the Jackal jesteś jedyną osobą, która pisze teksty czy też bierze w tym udział cały zespół?

Wszyscy w tym bierzemy udział. Większość pomysłów wychodzi od Boba. On jest głównym kompozytorem i ciągle rzuca pomysłami w stylu „to się powinno nazywać Heavy Metal Demons!”. Lubi także pisać część tekstów. Czasem zdarza nam się zmieniać tekst na bieżąco na próbie, bo uważamy, że jakaś część nie wypada najlepiej z podkładem muzycznym. Nie brzmi tak jak chcieliśmy by brzmiała. Każdy wtedy pomaga w kształtowaniu tekstu.

Próbowałem wyśledzić, gdzie miał miejsce wasz pierwszy koncert. Udało mi się tylko znaleźć informację na temat festiwalu w Rovereto – Revenge of True Metal Part 2. Graliście tam z Avenger, Artillery i świetnym Crying Steel. Czy to był wasz debiutancki występ?

Tak, to był nasz pierwszy koncert na scenie.


Muszę przyznać, że start godny pozazdroszczenia. Co możesz nam opowiedzieć o tamtym dniu?

(śmiech) Trafiliśmy na plakat jako “Sign of the Jackal – playing Heavy Metal from Hell” i nikt nie zdawał sobie sprawy, że to właśnie my. Weszliśmy na scenę jakbyśmy byli technicznymi, którzy mają przeprowadzić próbę dźwięku. Jednak po chwili Sergio zaczął przebierać po bębnach, a ja powiedziałam, że czas na to by zagrać metal. Tak się zaczął nasz pierwszy koncert. Było to świetne przeżycie. Trzęsły mi się kolana jak cholera, ale pod sceną mieliśmy bardzo ciepłe przyjęcie. Nasi przyjaciele obserwowali nas z wielkimi bananami na ryju. Niektórzy nigdy nie mieli większych. Ludzie zaczęli podchodzić bliżej sceny. To był niesamowity festiwal. Zwłaszcza, że Avenger zagrał swój najlepszy występ jaki widziałam!

Wasze teksty bardzo głęboko siedzą w horrorach z lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych.

To dlatego, że jesteśmy fanami takich filmów. Bardzo nas jara to, że nasze teksty obracają się w tych klimatach. No i horrory są cholernie heavy metalowe! Gdy zaczynaliśmy tworzyć, niewiele młodych zespołów pisało teksty w takiej tematyce. Przynajmniej nie te dobre. Pomyśleliśmy, że to będzie coś oryginalniejszego i bardziej pasującego do nas, jeżeli zaczniemy w naszych utworach obracać się w tematyce horrorów.

Czyżby nazwa waszego zespołu została zainspirowana filmem „Omen”?

Oczywiście! To najlepszy film w historii kinematografii. Do tego wszyscy lubimy majstersztyk sygnowany szyldem Damien Thorne… tak więc połączyliśmy dwie nasze największe pasje w jedno. US Heavy Metal i horrory… idealne połączenie!

Pogadajmy chwilę o waszym najnowszym dziele, czyli o „Mark of the Beast”. Jak już wspomniałem na samym początku, jest to świetny i solidny metalowy album. Chciałbym ci zadać kilka pytań z nim związanych. Zacznijmy więc od początku. Skąd wzięliście to powodujące przechodzenie ciar po plecach intro poprzedzające pierwszy utwór, zatytułowany „Voodoo”?

Ta uduchowiona przemowa to rytuał voodoo, który pojawił się w filmie „Klucz do koszmaru”. Chcieliśmy by album rozpoczynało coś przypominającego otwarcie „Shout at the Devil”. Jakieś hałasy, ludzkie głosy… Chcieliśmy jednak by to było bardziej demoniczne i złe. I proszę bardzo! Oglądamy telewizję, trafiamy na ten film i nagle pojawia nam się pomysł na fantastyczne intro otwierające nasz album!

„Paura Nella Citta Dei Morti Viventi” jest, o ile się nie mylę, zainspirowane filmem “Miasto Żywej Śmierci” kultowego Lucio Fulciego. Ten reżyser chyba miał nie lichy wpływ na waszą muzykę.

Nie wyobrażam sobie by jakikolwiek fan metalu nie był zafascynowany którymś z jego filmów. Można napisać dziesiątki tysięcy utworów po obejrzeniu, któregoś z jego dzieł. Ta przejmująca atmosfera, gdy coś skrada się w cieniu za tobą… paniczna chęć ucieczki, atak zła, bryzgająca krew… Fear of the Dark?



Z którego filmu został wzięty cytat pojawiający się na początku „Heavy Metal Demons”?

To jest fragment filmu „Demony” z 1985 roku w reżyserii Lamberto Bavy.

Kolejny utwór, „Night of the Undead” dotyczy ponadczasowego klasyku jakim jest „Noc Żywych Trupów". Widzę, że tematyka zombie cieszy się u was dużym uznaniem.

Tak, to jest kolejny klasyk kina, który nas zainspirował. Już to mówiłam, ale tematyka horrorów jest bardzo heavy metalowa. Zombie nie są wyjątkiem. Im bardziej klasyczny i kultowy film, tym o wiele lepsze utwory można o nim napisać. Zwłaszcza, że archetyp monstra jakim jest zombie jest głęboko zakorzeniony w naszej świadomości. Wystarczy sam dźwięk tego słowa, by zwizualizować sobie ożywione truchło, które wypełza spod cmentarnych nagrobków.

Ciekawe. Nie nudzą cię filmy o zombie? W gruncie rzeczy w każdym kolejnym można się spodziewać tego, co się zobaczy na ekranie.

Od bardzo długiego czasu jestem wielką fanką filmów o tej tematyce. Obejrzałam ich wiele i wiem, że tu nie chodzi o coraz to nowe sposoby na zadziwienie widza. Trudno jest być ciągle przestraszonym, skoro już jesteśmy „otrzaskani” z tym tematem i to wielokrotnie. Jednak doceniam te filmy. Bardzo mi się podobają i na pewno wpłynęły na naszą kulturę. Stare klasyki z lat 60tych są nadal oglądane przez młode pokolenia. Te filmy są ponadczasowe. Stare klasyki miały dobrą reżyserię, świetne aktorstwo, cudowny klimat, ścieżkę dźwiękową… Dotyczy to nie tylko zombiaków, ale też pozostałych horrorów. „Amityville” był świetny. Podobnie „Egzorcysta”. Na tej kanwie zostały nakręcone także i nowsze dzieła, które mi się podobają: „The Ring”, „Rec”, „Obecność” oraz „Horda”.

Czy oprócz filmów o takiej tematyce podobają ci się także książkowe horrory?

Moim ulubionym pisarzem w tym gatunku jest mistrz Stephen King. „Cujo” albo „To” są naprawdę przerażające. Jestem osobą, która lubi czytać książki. Nie tylko horrory. Podobają mi się chore opowieści, takie jak pisze Pahlaniuk albo orwellowskie wizje kontroli społeczeństw jak w „Roku 1984”. Ostatnio jednak przeczytałam kilka pozycji Zafrona, a teraz czytam biografię ojca Gabriela Amortha.

Trochę wstyd mi przyznać, ale nie mogę skojarzyć skąd znam ten motyw, który pojawia się na końcu utworu „Paganini Horror”. Pomożesz mi, bo nie jestem pewien czy on pojawia się w tym filmie…

Tak, pojawia się w nim! Na samym początku. Jest to spin-offowa wersja „You Give Love a Bad Name” Bon Joviego, którą zrobił Vince Tempera. Sam „Upiorny Dom” jest prawdziwym majsterszytkiem kiczu w horrorowym uniwersum. A my napisaliśmy utwór, który jest spin-offem właśnie tego spin-offu.

Większość utworów z „Mark of the Beast” pojawiała się już na waszych wcześniejszych wydawnictwach. Dlaczego zawarliście na waszym debiucie tak mało nowego materiału?

Te utwory były tylko wersjami demo. Dwa pojawiły się na „The Haunted House Tapes”, który był pierwszym demo w naszym dorobku, „Heavy Metal Demons” w swej surowej formie pojawiło się na kompilacji Keep It True, a 3 inne utwory były obecne na „The Beyond”, które było swoistą składanką naszych kaset demo. Tak jak to się działo 30 lat temu, zespół nagrywał demo ze swoimi utworami, by zobaczyć jak reszta sceny i branża zareaguje na nie, a potem dopiero ciosał je i kształtował, by nadać im końcowy blask. My postąpiliśmy tak samo. Nie wybaczyłabym sobie, gdybyśmy porzucili nasze starsze utwory, takie jak „Sign of the Jackal” i „Hellhounds”, bez odpowiedniej produkcji.

Czy tworzycie także nowe kawałki?

Nigdy nie przestaliśmy. Nie jesteśmy zespołem, który wydaje pełniaki każdego roku. Nie pędzimy na złamanie karku. Wszystko skrupulatnie dopracowujemy, by umieścić w utworach to, co siedzi nam w głowach. Zabiera to trochę czasu.

Płeć piękna w światku heavy metalowym nadal jest czymś trochę egzotycznym. Pewnie, mamy Doro, Leather Leone, Litę Ford, i tak dalej, jednak jest to raptem wysepka pośród morza męskiego metalowego testosteronu. Czy wydaję ci się czasem, że jesteś swojego rodzaju ewenementem na scenie metalowej niż jej pełnoprawnym członkiem?

W pewnym sensie tak jest. To się często zdarza. Spotykają mnie takie chwilę, gdy słyszę zdania w stylu „Och, jesteś całkiem niezła jak na kobietę” albo „po tym jak śpiewasz doszedłem do wniosku, że nie jesteś typową kobietą”. Zawsze wtedy się śmieję w duchu – a jak powinna się zachowywać typowa kobieta? Są ludzie, którzy lubią heavy metal, nawet ten z damskim wokalem, są też tacy, którzy są fanami metalu, jednak uważają, że kobiety nie powinny stać na scenie za mikrofonem… Każdy ma swoje zdanie. Osobiście uważam, że ludzie w gruncie rzeczy uważają, że zespół z wokalistką na pokładzie powinien brzmieć raczej jak Evanescence. Dlatego, gdy słuchają Sign of the Jackal uważają nasz zespół za zwykły old-schoolowy heavy metal, nie zwracając uwagi na to czy śpiewa w nim przedstawiciel płci męskiej czy żeńskiej.

Czy spotkałaś się z jakimś niemiłym, bądź wręcz chamskim zachowaniem, gdy byłaś na scenie?

Tak i to wielokrotnie. To jest tak, są ludzie, którzy podziwiają cię, ponieważ podoba im się muzyką jaką tworzysz. Niektórzy patrzą na ciebie i myślą, że spotkali właśnie kobietę swojego życia. Bardzo wiele osób zapomina o tym, że osoba, która stoi na scenie i jest członkiem zespołu, jest także człowiekiem. Zdarzało się, że jakieś durne chłystki pluły na mnie, wyzywając od dziwek, gdy stałam na scenie. Najgorsi są jednak ludzie, którzy mnie ignorują i o wszystkie sprawy ze mną związane pytają moich przyjaciół z zespołu. Tak jakbym nie posiadała mózgu i nie miała prawa zrozumieć ich pytań, dlatego kierują je do innych. To jest najgorsza obraza jaką można doświadczyć od innych. Muszę jednak szczerze przyznać, że przeważająca większość ludzi, których spotykam i większość życiowych doświadczeń, które mnie dotykają, są miłe, przyjemne i sympatyczne.

Miło mi to słyszeć. Wielkie dzięki za wywiad, Lauro. Wielkie dzięki za genialny „Mark of the Beast”. Mam nadzieję, że będziecie częściej pojawiać się na letnich festiwalach w Europie, a może nawet pewnego dnia traficie do naszego nadwiślańskiego kraju.

Twoje nadzieje są takie same jak moje. Naprawdę, wielkie dzięki za ten wywiad. Było mi niezmiernie przyjemnie.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz