UWIELBIAMY SŁOŃCE, PLAŻE I
DOBRE DUPY
Od premiery waszego ostatniego albumu "Breakneck" minął kawałek czasu. Co porabialiście od czasu wydania waszego piątego krążka?
Cléber Orsioli: Cóż, "Breakneck" został ukończony w 2012 roku i od daty jego premiery jesteśmy na naszej największej trasie. Przemierzamy Brazylię od południa po północ, od wschodu, po zachód. Graliśmy także sporo koncertów w Europie, zahaczając o takie kraje jak Portugalia, Hiszpania, Belgia, Niemcy, Holandia, Polska, Czechy, Rumunia, Bułgaria czy Rosja. Uważam czas spędzony na graniu za dobrze wykorzystany. Poznaliśmy świetnych ludzi, dzieliliśmy sceny z fantastycznymi zespołami i zapisaliśmy nasze imiona twardymi literami w historii lokalnych undergroundów. To dla nas dużo znaczy. Pojawiliśmy się też na świetnych imprezach, takich jak Obscene Extreme Festival w Czeskiej Republicę oraz SWR Barroselas Metal Fest w Portugalii. To świetne festiwale, na których mieliśmy okazję zagrać nasze kawałki.
Czy gdybyś miał możliwość cofnięcia się w czasie, to czy zmieniłbyś cokolwiek na waszym ostatnim dziele?
Może miks gitar i poprawił brzmienie całokształtu. Ten album wyszedł trochę za cichy. Fabiano Penna to jeden z najlepszych artystów związanych ze sceną metalową w Brazylii. Nie spotyka się takich profesjonalistów na co dzień. Fabiano bardzo nam pomógł przy produkcji i podsuwał nam wiele świetnych pomysłów na poprawę naszego brzmienia. On również stał za inżynierią dźwięku na "Breakneck". Wykonał wszystkie miksy i końcowy mastering, za bardzo dobrą cenę, jak na nasz zespołowy budżet. Jednak po rozmowach z resztą zespołu wiem, że na przyszłym albumie do tej roboty weźmiemy kogoś innego. Będziemy dążyć do poprawy brzmienia wszystkich instrumentów.
Brutalny thrash metal nadal ma się dobrze na brazylijskiej ziemi? Wydaję mi się, że teraz z Brazylii dociera do nas coraz mniej zespołów niż kilka lat temu...
Nasza scena metalowa ma się bardzo dobrze i rośnie w siłę, zarówno pod względem liczby dobrych zespołów jak i liczby świetnych koncertów. Niestety, bardzo wielu gości i kapel nie dba za bardzo o koncertowanie poza granicami naszego kraju i rozprzestrzenianie swojej muzyki za granicą. Po prostu czekają aż jakaś wielka wytwórnia muzyczna nagle sobie uświadomi ich istnienie i wypcha im kieszenie forsą, by w końcu zaczęli ciężko pracować nad swoim zespołem. Co prawda jest też tutaj sporo grup, które same nagrywają własne albumy i promują je na własną rękę za pomocą Internetu. I to jest zachowanie godne podziwu. Brazylijscy fani na koncertach są zawsze nieokiełznaną masą napierdalaczy, jednak pojawia się coraz więcej fałszywych, zapryszczonych małolatów, które siedzą tylko przed komputerem, masując grzybnie i zjadając gluty. To właśnie oni wypisują jakieś brednie na Facebooku i innych portalach społecznościowych oraz forach metalowych. Mają tacy goście kumpla, który gra w kapeli, to nie będą promować i rozreklamowywać koncertów jego kapeli, tylko będą go gnoić w Internecie.
Czy masz jakąś radę, którą chciałbyś się podzielić z młodymi kapelami?
Młode zespoły muszą przede wszystkim uwierzyć w siłę sprawczą swej ciężkiej pracy. Muszą aktywnie reklamować swoje dokonania - nagrania, demo, koncerty, a nie zachowywać się jak świeżo posadzone drzewka, czekające na podlewającą rękę ogrodnika. Dla nas sukcesem jest to, że możemy podróżować i grać naszą muzykę na całym świecie, niezależnie czy dajemy koncert dla dziesięciu czy dla tysięcy ludzi. Dla prawdziwego zespołu to naprawdę nie stanowi różnicy.
"Policia Asesina" ma tekst w języku portugalskim. Moglibyście nam opowiedzieć trochę więcej o tym utworze? Co was zainspirowało, by umieścić na płycie jeden utwór, który będzie w innym języku niż pozostała jej zawartość?
Ten utwór tak naprawdę nie jest po portugalsku, lecz... po hiszpańsku. Napisali go Toño i Raul z Rato Raro, na naszą prośbę. To nasi dobrzy znajomi od czasu, gdy zaczęliśmy grać w Hiszpanii. Już wtedy zaczęliśmy rozmawiać na temat zrobienia czegoś wspólnie i myślę, że udało się nam to znakomicie. Utwór jest o nadużywania władzy i prawa przez gliniarzy. To często się zdarza w Hiszpanii, Portugalii, Brazylii, Południowej Ameryce i zapewne w innych zakątkach świata. W Polsce na pewno też przy okazji masowych narodowych manifestacji. Po nagraniu swych partii przez Rato Raro, dopisaliśmy kilka wersów po portugalsku, dodając kilka swoich pomysłów do utworu. Całość brzmi trochę w stylu Ratos de Porão, starego crossoveru z Sao Paulo. Bardzo to do nas przemawia!
Zrobiliście niezły wideoklip do "Under the Insanity". Widać, że to niskobudżetówka, jednak odwaliliście solidny kawał roboty. Gdzie kręciliście ujęcia?
Klip powstał niedaleko domu Alexandre Brito, naszego perkusisty. Płynie tamtędy zanieczyszczona rzeka, pełna jakiś gówien. Przyjeżdżają tam ciężarówki, które raz zabierają piasek i błoto stamtąd, a raz je tam przywożą. Nie mam pojęcia co oni tam robią (śmiech). Pamiętam, że pociłem się jak świniak, gdyż lato wtedy było wyjątkowo upalne. Myślę, że masz rację - jak na tak niski nakład środków, jaki włożyliśmy w to wideo, wynik jest całkiem niezły. Koniec końców jednak sam utwór zawsze będzie ważniejszy niż klip kręcony do niego. Mieliśmy jednak wtedy pomysł, by zaprezentować naszą nową kompozycję także poprzez promocję wizualną.
Andralls zwykle wypuszcza nowe albumy raz na trzy, cztery lata. Czy jest jakiś powód, który za tym stoi? Czy to z powodu natłoku koncertów w waszym rocznym grafiku czy też nie jesteście w stanie komponować tylu godnych, waszym zdaniem, utworów, by ukuć z nich pełny album?
Dołączyłem do zespołu w 2009 roku, niedługo po tym jak zakończyły się nagrania albumu zatytułowanego "Andralls". Od czerwca intensywnie koncertowaliśmy po całym kraju. Spędziliśmy jakieś cztery miesiące w trasie, a potem wyruszyliśmy do Europy. Mieliśmy wtedy grać w Polsce w Szczecinie i w... Nakle Nad Notecią (bardzo egzotyczna nazwa), jednak mieliśmy problemy z niemiecką policją. Dokładnie pamiętam jaki to był nerwowy dzień. W 2010 roku kontynuowaliśmy koncerty w Europie i Brazylii, aż do listopada. Takie tam letnie ekscesy. Jako Brazylijczycy uwielbiamy słońce, plaże i dobre dupy (śmiech). W 2011 zaczęliśmy pisać materiał na nowy album, grając od czasu do czasu koncerty w okolicy, dodając do setlist utwory, które zdążyliśmy dopracować. W kwietniu 2012 został ukończony "Breakneck". Wydaję mi się, że mieliśmy idealne rozplanowanie czasu.
Czy to znaczy, że następny album Andralls będzie na nas czekał w 2015 roku?
Nie, tylko w 2016. (śmiech) Żartuję! Mam już napisanych siedem utworów. Niedługo dopiszemy do nich partie basu oraz perkusji, po czym razem z chłopakami dopracujemy szczegóły kompozycji. Powinniśmy zrobić jeszcze z sześć utworów i wtedy dopiero wejdziemy do studia, by nagrać nowy album. Będzie to miało miejsce pewnie w okolicach sierpnia 2014. Jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z przewidywaniami, premiera nowego krążka będzie miała miejsce w listopadzie 2014 roku. Za to jeszcze w listopadzie tego roku planujemy wydanie naszego oficjalnego DVD. Mamy już wszystko nagrane, trzeba to jeszcze zmontować i zedytować.
Jak się będzie nazywać to wydawnictwo?
To DVD będzie nosić tytuł "15 Years Breaknecking - Live in Belem". Ponadto przygotowujemy pewną epkę, która ukażę się jakoś na początku wiosny w przyszłym roku, w formacie winylowym. Będą na niej covery utworów, które na nas wpłynęły i ukształtowały nas muzycznie. Głównie punk i crossover, takie tam. W starym dobrym, agresywnym stylu, w żadnym innym!
Jesteście częstym bywalcem w naszym kraju. Byliście tu w 2010 i w 2012 roku. Jak ci się podoba granie w Polsce? Jaka jest twoja opinia o polskich fanach?
Polscy metalowcy to jedni z najbardziej szalonych i oddanych świrów na tym świecie. Są bardzo podobni do tych, którzy są w Brazylii. Dlatego zamierzamy tu wracać w przyszłości. Uwielbiamy Polskę i mamy wiele historii związanych z koncertowaniem tutaj. Wszystkie wieczory tu spędzone były niesamowite. Niestety nigdy nie mieliśmy dobrej promocji w waszym kraju, nawet jeżeli chodzi o reklamę koncertów, lecz mimo to, zawsze się dobrze bawiliśmy. Tak jak pisałem, w 2009 roku mieliśmy problemy z niemiecką policją, dlatego nie zagraliśmy zaplanowanych show w Polsce. Rok później graliśmy w Toruniu. Eddie [basista - przyp. red.] strasznie się wtedy zniszczył. Spił się w trzy dupy, wziął nasz samochód i pomknął gdzieś przez miasto. Mieliśmy niezłego pietra, próbując go znaleźć. Nie róbcie tego w domu... (śmiech). A rok 2012 był ukoronowaniem wszelkich problemów jakie mieliśmy. Van naszej agencji bookingowej został okradziony. Chociaż i tak mieliśmy szczęście, stary. Ukradziono nam tylko GPS i ładowarkę do komórki, podczas gdy z tyłu znajdowały się nasze wszystkie rzeczy! Ten sam van został odholowany przez drogówkę w Krakowie. W Rzeszowie mieliśmy problemy na drodze. Padało jak cholera i niemalże wylądowaliśmy w rowie w pewnym momencie. Nic nie było widać! Mieliśmy też problemy ze sprzętem, ale już wiemy jak temu zaradzić w przyszłości. Jednak mimo wszystko, granie w Polsce jest warte takich przygód i niedogodności.
Fakt, że wasze koncerty tutaj nigdy nie miały porządnej promocji. Zwykle gracie w miasteczkach i mniejszych miastach. Jak wyglądają wasze przyszłe plany na koncerty na polskiej ziemi?
Wrócimy do was w czerwcu 2014 roku. Myślę, że tym razem przejedziemy przez Polskę na wskroś, grając przez cały tydzień, by dać tyle koncertów ile to tylko możliwe. Byłoby świetnie, gdybyśmy mogli zagrać na jakiś festiwalach, jednak wiemy, że jako undergroundowy zespół, nie mamy co wybrzydzać i powinniśmy grać ile wlezie, bez obijania się. Trasa nie powinna być wycieczką, a inwestycją dla dobra zespołu. Dlatego gramy także po małych mieścinach. Dla nas to obojętne czy gramy z Judas Priest czy Kreatorem, czy też gramy jako headliner w jakieś wiosze zabitej dechami. Zawsze dajemy z siebie wszystko na scenie, o to możesz być spokojny. Kto wie, może uda nam się zagrać w Polsce naprawdę spory koncert, po którym cała rzesza maniaków będzie wracać do domów z obolałymi szyjami.
Podejrzewam, ze odpowiadałeś na to pytanie już wielokrotnie, lecz przypomnij nam - dlaczego nazywacie swoją muzykę "fasthrash"? Czy uważasz, że nie zagracie już szybciej niż dotychczas?
Pewnie, że moglibyśmy grać szybciej, jednak nie to jest naszym celem. Termin "fastrash" został stworzony przez Denisa Di Lallo, byłego członka zespołu, podczas nagrywania "Force Against Mind". Nadal jest naszym dobrym kolegą i jest wyjątkowo płodny w tworzeniu bullshitu (śmiech). Zespół zaczął używać tej plakietki jakieś dziesięć lat temu i nasi fani oraz pozostali odbiorcy naszej muzyki nadal identyfikują nas z tym terminem. Jest to sposób na odróżnienie naszej muzyki od pozostałej sceny thrash metalowej. Chociaż nie odbiegamy stylistycznie od innych zespołów z tego nurtu, jednak mamy w swoim brzmieniu tę szczyptę odmienności i oryginalności.
Co będzie waszym celem na najbliższe miesiące i następny rok? Jakie są wasze cele, które zamierzacie spełnić?
Wydanie DVD, EP na winylu, europejska trasa w czerwcu i lipcu 2014, brazylijska trasa we wrześniu 2014, wydanie następnego studyjnego albumu w listopadzie 2014. Czeka nas bardzo aktywny okres. Potem, znowu wyruszymy w trasę. Zamierzamy także zagrać w Azji, Oceanii i Ameryce Północnej. Chcemy by nasze imię było rozpoznawalne w annałach metalu, jednak nie zamierzamy przy tym nigdy pozbywać się zasad, które nam zawsze przyświecały. Chcielibyśmy także nawiązać współpracę z niezależnymi promotorami w różnych krajach i ciągle pisać nowy materiał. Naszym marzeniem jest robić to, co kochamy.
Smutną wieścią, jaka niedawno obiegła metalowy świat, była informacja o śmierci Jeffa Hannemana. Muzyka Slayera wpłynęła na praktycznie wszystkie thrash metalowe zespoły na tej planecie. Jak więc twórczość Slayera wpłynęła na kształtowanie się brzmienia Andralls?
Dzięki Slayerowi nauczyliśmy się przelewać nasz gniew i agresję w naszą muzykę. Pamiętam jak słuchałem Slayera po raz pierwszy w życiu, gdy byłem w liceum. Od tamtego czasu ciągle myślę o tym, by grać tak samo szybko i brutalnie jak oni na "Reign in Blood". Ciągle mi to nie wychodzi. Slayer będzie na zawsze zapamiętany jako kwintesencja gniewu w muzyce. Dla Alexandre'a Lombardo jest jednym z jego największych perkusyjnych autorytetów, razem z Igorem Cavalerą. Eddie uwielbia wiele pozycji z dyskografii Slayera. Ja zawsze podziwiałem to jak oni grali i pisali utwory. Są wielcy i zawsze byli dla nas wielką inspiracją. Tak samo jak Sepultura.
Jaki jest twój ulubiony album Slayera?
Myślę, że podam tutaj dwa albumy - "South of Heaven" i "Season in the Abyss". Obie te płyty sobie bardzo cenię. A tuż za nimi, następuję im na pięty "Reign in Blood" (śmiech).
Jak myślisz, czy istnienie Slayera ma jeszcze sens, po tym jak nie gra już tam ani Dave Lombardo, ani, siłą rzeczy, Jeff Hanneman?
Zawsze będzie miało sens! Slayer to Slayer. Może gdyby jeszcze zabrakło w składzie Toma Arayi, wtedy może zastanowiłbym się dwa razy nad tym, czy nadal ten zespół można traktować poważnie. Jednak gdy widzę jak grają utwory razem z Garym Holtem i Paulem Bostaphem, to ich istnienie i dalsze funkcjonowanie nadal ma dla mnie sens.
Czy gracie, czy też zamierzacie grać, jakieś utwory Slayera jako swojego rodzaju hołd dla Jeffa?
Andralls wykonywało przez wiele lat "Angel of Death" podczas swoich koncertów. Jednak teraz się rozleniwiliśmy i wybieramy łatwiejsze utwory do grania, by nie przemęczać się podczas koncertów, wiesz jak jest... (śmiech).
Wielkie dzięki za wywiad, Cléber! Niech wasza muzyka rozprzestrzenia się po całym naszym globie. Najlepsze życzenia z egzotycznej Polski! (śmiech)
Dziękuję tobie, Aleksandrze, i całej załodze HMP za wspieranie naszego zespołu i zaoferowanie nam zapchania kilku szpalt waszego magazynu. Korzystając ze sposobności chciałbym także podziękować wszystkim polskim metalowcom, którzy znają naszą nazwę i naszą muzykę, zwłaszcza tym, którzy nas wspierali. Uwielbiamy Polska i widzimy się z wami podczas naszej następnej trasie. Stay Fasthrash, kurwa! [nazwa naszego kraju i partykuła zostały wymienione w naszym rodzimym języku, a nie po angielsku - przyp. red.]
przeprowadzono: wrzesień 2013
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz