Artillery – By Inheritance
1990, Roadrunner Records
1990, Roadrunner Records
Bezdyskusyjnie „By Inheritance” to jeden z najciekawszych albumów thrash metalowych w historii. O ile wcześniej duńskie Artillery zamachało przed oczami swą maestrią i kunsztem na „Fear of Tomorrow” i „Terror Squad”, tak teraz dokonało czegoś niesamowitego.
Ta płyta pokazuje zresztą jak ważne jest czerpanie inspiracji ze świata dookoła nas. Chłopaki mieli w sumie jedyną w swoim rodzaju okazję na trasę po egzotycznych rewirach Związku Radzieckiego i przywieźli stamtąd TONY nowych pomysłów na to, jak wpleść orientalne motywy do technicznego thrash metalu.
Już w trakcie intra w postaci „7:00 From Tashkent” widać, że będziemy mieli do czynienia z czymś niezwykłym, ale gdy uderza otwierający album „Khomaniac” – bezdyskusyjnie jeden z najlepszych thrash metalowych morderców w historii gatunku – to nie da się powściągnąć ciar. To jest tak przygnębiające jak seks po ecstasy – świadomość, że nigdy się już nie znajdzie czegoś tak dobrego.
Artillery z każdym kolejnym albumem udowadniało, że agresję thrashu da się bliżej połączyć z brutalną techniką i skomplikowanymi melodiami. Od „Fear of Tomorrow” przez „Terror Squad” aż do „By Inheritance”. Potem to już było różnie po zreformowaniu zespołu i na tym się nie będę skupiał. Apoteoza tego, co można osiągnąć poprzez splatanie tych trzech czynników została osiągnięta na „By Inheritance”. Niewielu jest w stanie osiągnąć taki level spełnienia i kompletności. Muzyka tutaj poraża nie tylko swoją techniką i precyzją, ale także mocą, energią i chwytliwością, do takiego stopnia, że w sumie nie da rady znaleźć jakikolwiek zamiennik dla tego nagrania.
Artillery robi dobrze to, co Megadeth zrobił średnio – proste bębny. Techniczna muzyka wcale nie wymaga skomplikowanych partii perkusyjnych, właśnie paradoksalnie prostota rytmu perkusyjnego (ale nie prostackość) pięknie eksponuje złożoną warstwę gitarową i pasujący do tego wokal. Tutaj perka nie dominuje utworów – stanowi odpowiednie thrash metalowe tło ze skocznymi stópkami i wariacjami d-beatu.
Orientalne harmonie gitarowe brylują przez cały album idealnie uzupełniając techniczne riffy. To jest ważne: Artillery nie miota pretensjonalnie egzotycznych motywów wszędzie gdzie popadnie, lecz tworzy z tego doskonale współgrający materiał. Podwaliny pod to już zostały ułożone na „Terror Squad”, ale teraz Artillery rozszerzyło swoją naturalną stylistykę zdaje się o czwarty wymiar.
Produkcja dźwięku i praca studyjna też rozwinęły się jeszcze bardziej w porównaniu z tym, co było wcześniej. „By Inheritance” spokojnie staje w szranki z innymi landmarkami z epoki: „Never, Neverland” i „Painkillerem”. Cieszy to niezmiernie, że ten majstersztyk jest w stanie przetrwać próbę czasu i takie hiciory jak „Beneath The Clay (R.I.P.)”, „Khomaniac”, „Bombfood”, „Equal at First”, „Life in Bondage” i tytułowy czardasz bez kompleksów nadal mogą grzmieć na cały regulator. A potem czas na innych tuzów tego stylu grania z okresu: Heathen, Toxik, Paradox, Coroner, i już mamy materiał na długą, nostalgiczną imprezę.
Ocena: 6/6
Będziesz kontynuować recenzowanie płyt Artillery czy przejdziesz do Coronera lub Mekong Delta?
OdpowiedzUsuń