Traveler – Traveler
2019, Gates of Hell Records
2019, Gates of Hell Records
Kanadyjska ziemia zapewnia nam regularny dopływ „retro” speed/heavy metalu w ostatnich latach. Z poziomem jest różnie, ale trzeba przyznać, że bądź co bądź, każdy maniak old-schoolu znajdzie coś tutaj dla siebie. A jest w czym wybierać, bo szpaler jest naprawdę długi i bogaty. Ostatnimi czasy trochę namieszały takie kapele jak Cauldron, Striker, Skull Fist, a to raptem bardziej rozpoznawalne (czytaj: modne) nazwy, za którymi czają się takie hordy jak Axxion, Midnight Malice, Gatekeeper, Metalian, Iron Dogs/Ice War, Emblem i wiele, wiele innych. W ostatnich latach swoje cegiełki do tego muru pożogi i destrukcji dokładają niszczyciele pokroju Riot City, Sabire, Smoulder czy właśnie Travelera. Muszę tu od razu nadmienić, że to nie są byle jakie kapelki, które lecą na nostalgii i vintage stylu, ale naprawdę konkretne ładunki gigawatów energii.
Także weźmy na warsztat debiutancki długograj Travelera. I tu muszę wyznać już na wstępie, że stylistyka w jakiej obraca się ta brygada kupiła mnie bez reszty. Co się tu odjaniepawla, toć to szok i derby zniszczenia! „Starbreaker” rozpoczyna album bez zbędnych ceregieli, chwytając za gardło i lejąc po mordzie swymi chwytliwymi acz mięsistymi melodiami. Jak to cudownie nadaje ton całemu nagraniu – poezja. Podwójny atak gitarowy i bardzo wybity w miksie bas przywodzi na myśl Iron Maiden, ale pod kątem riffów bliżej tutaj chłopakom do Grim Reapera i Tokyo Blade oraz amerykańskiego US Power Metalu spod znaku Liege Lord. Na całej swej debiutanckiej płycie Traveler ukuł bardzo dobrze zrównoważony amalgamat różnych wpływów: jest tutaj obecny NWOBHM, amerykański power, a także wyszukana mieszanka wybuchowa speed metalu z odpowiednią dawką melodii. Koneserzy metalu z epoki łatwo znajdą tutaj analogie, które już kiedyś pojawiały się w undergroundzie: pierwsza fala szwedzkiego heavy pod egidą Gotham City i Universe, francuski Vixen, belgijski Crossfire… ale to, co Traveler robi naprawdę dobrze, to wkłada tę całą stylistykę w bardzo miłą dla ucha, organiczną produkcje z najwyższej półki. No i wokale. Wokale tutaj są po prostu piękne, ale o tym za sekundkę.
Rytm i tempo utworów dominują pneumatyczne kilery miotające energię i pędzący zamęt. Genialny „Street Machine”, „Mindless Maze”, „Starbreaker” i „Speed Queen” to hiciory jakich potrzebujemy i jakich pożądamy. Konkretne i błyskotliwe torpedy, rozczepiające atom swym połączeniem melodii z siłą i mocą. Traveler w dodatku wbrew pozorom nie gra przewidywalnie i nie klepie takiej prostej heavy metalowej łupaniny. Koronnym dowodem na to jest „Mindless Maze” – tłucząc bezlitośnie z siłą tłoków rozgrzanego V8 ma przy tym w sobie sporo progresywnych zagrywek, bardzo umiejętnie wplątany miękki refren i niesamowicie drobiazgową grę solową. A epickie zacięcie w Tokyo Blade’owskim „Behind the Iron”? Patos uderza dokładnie tam, gdzie powinien się znaleźć, bez zbędnych udziwnień.
Charyzmatyczne i ekspresywne wokale o bardzo szerokim spektrum wyrazu stanowią kolejny element w tym kolażu perfekcji. Ich pełna gama wybrzmiewa w zróżnicowanych melodiach i uderza zarówno w niskie tony, jak i wysokie wrzaski. Harry Conklin byłby dumny. Tytanicznie zaśpiewy pasują jak rękawiczka do brzmienia warstwy instrumentalnej oraz głębi finalnego miksu i trzeba przyznać, że stanowią dużą zaletę debiutanckiej płyty Kanadyjczyków. Choć trudno tu jednoznacznie wskazać, który element zasługuje na palmę pierwszeństwa – nie z tymi ognistymi gitarami!
Zarekomendować ten album to mało. Naprawdę, wespół z Riot City Traveler rozbił bank na 2019 rok. Może jedynie „Fallen Heroes” klepie trochę mniej z utworów z omawianej płyty, ale może to kwestia tego, że akurat taki hymn w średnim tempie mi tutaj średnio przypasował, mimo iż wokale i instrumentalistyka nadal stoją tutaj na wysokim poziomie. A cały album to miazgunia!
Ocena: 5,8/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz