Polując na Damiena
Nie jest wielką
tajemnicą, że umysłem stojącym za magią i muzyką Warlord jest Bill Tsamis. To
dla niego były głównie przygotowane nasze pytania i miałem wielką nadzieję, że
mimo ostatnich sporych przeciwności losu, zarówno zdrowotnych jak i rodzinnych,
Bill będzie w stanie nam na nie odpowiedzieć. W końcu nie co dzień ma się
okazję poznać nieco wiadomości z obozu kapeli, która stanowiła jedną z
poważniejszych opok dla amerykańskiej sceny power metalowej i epickiego heavy.
Niestety, Bill koniec końców nie dał rady, jednak zastąpił go legendarny
perkusista Mark Zonder, który trwa przy projektach Billa od samego zarania
kariery muzycznej. Choć nie był w stanie odpowiedzieć na wszystkie pytania, to
jednak podzielił się z nami bardzo ciekawymi spostrzeżeniami na bieżącą
sytuację w Warlord jak i na temat historii zespołu.
Wielkie dzięki za to,
że zgodziliście się odpisać na nasze pytania. Mam nadzieję, że będziemy w
stanie razem dać polskim fanom Warlord nieco świeżych wieści oraz
interesujących faktów z przeszłości zespołu. Także zacznijmy od najbardziej
palącej kwestii - jak wygląda aktualny plan dla Warlord? Kilka lat temu
przeczytałem, że planujecie wydanie nowego albumu z kompletnie nowym
materiałem. Czy to jest nadal aktualne info?
Mark Zonder: Na
razie przygotowujemy się na nasz występ na Chania Festival, który odbędzie się
1 lipca na Krecie. Headlinujemy drugi dzień. Pierwszego dnia headlinerem będzie
Blind Guardian.
Co do kwestii nowego
albumu – Mark Briody z Jag Panzer opublikował na swym Facebookowym profilu
krótki filmik z miksowania nowego materiału Jag Panzer ze studia. Czy
zamierzacie sprezentować fanom Warlord podobny przedsmak waszego owocu pracy?
Prawdę powiedziawszy to nie pracujemy teraz nad nową płytą,
a raczej szukamy ciekawych ofert koncertowych. Wygląda na to, że stworzenie
nowego nagrania jest bardzo ciężkim kawałkiem chleba, a ponieważ Warlord nigdy
nie grał zbyt wiele tras, zamierzamy teraz szerzyć naszą muzykę bardziej przez
granie koncertów na żywo.
W 2013 roku dołączył
do was nowy wokalista: Nicholas Leptos. Czy mógłbyś nam powiedzieć w jaki
sposób trafił w wasze szeregi?
Gość jest wokalistą jakiego Bill zawsze chciał u siebie. Aż
do teraz nie było to wcześniej możliwe z kilku różnych powodów. To do Billa
należy ostateczna decyzja, ponieważ potrzebuje wokalisty, który spełni jego
wymagania, by móc z nim pracować. To Bill zawsze tworzy wszystkie teksty i
linie wokalne, więc współpraca musi zawsze jemu pasować.
Myślisz, że Leptos spodoba
się fanom? Co takiego ma czego nie miał Giles Lavery lub Richard Anderson?
Wiem, że sobie dobrze radzi. Grałem z nim już kilka
koncertów. Nic ma tę umiejętność, że potrafi zaśpiewać każdy nasz utwór,
niezależnie od tego, który wokalista go pierwotnie wykonywał. Bez wchodzenia w
zbędne szczegóły, nasz wokalista musi oddać w pełni materiał, który w praktyce
był przygotowany dla pięciu różnych frontmanów. Niektórzy z nich potrafili się
nieźle odnaleźć w części tego całego, ale nigdy w całości. Nie chcielibyśmy
wyrzucać utworów z setlisty dlatego, że nasz wokalista nie może ich dobrze
oddać na żywo.
Bill tworzy całość
tekstów czy jednak daje Nicholasowi szansę się wykazać także na tym polu? Czy
Bill dopuszcza kogokolwiek, prócz ciebie, do dodawania czegokolwiek do swojej
wizji artystycznej?
Tak jak już wspomniałem: teksty i linie melodyczne tworzy
wyłącznie Bill. Jest jednym z niewielu kompozytorów, którzy patrzą na głos jak
na kolejny instrument i to on kształtuje go w swych utworach. Wydaję mi się, że
perkusja jest tak inna od instrumentów tworzących melodie, że wpasowuję się
idealnie obok wizji Billa. On zajmuje się tamtą stroną kompozycji, a ja tą.
Wygląda na to, że taki układ działa.
W 2015 roku Warlord
wypuścił „The Hunt For Damien”, kompilację 9 hitów nagranych ponownie z
wokalami Nicholasa Leptosa. Muszę przyznać, że miałem bardzo, ale to bardzo
mieszane odczucia podczas słuchania tej płyty. Jako współtwórca, który stoi za
stworzeniem tego dzieła, proszę powiedz nam jaki był cel, który mieliście w głowach,
gdy planowaliście wydanie tego nagrania? Czy było to popełnione jedynie w celu
zaprezentowania nowego wokalisty w klasycznym repertuarze Warlord? Czy było to
w takim razie konieczne, by w tym celu tworzyć kolejne studyjne re-recordingi
waszych klasyków? Niektóre z tych utworów były nagrywane ponownie całkiem
niedawno, więc klasyczny już scenariusz "nagrywanie z lepszą
technologią" nie był tutaj grany?
Skontaktowała się z nami pewna niewielka wytwórnia, więc
stwierdziliśmy, że wykorzystamy nadarzającą się sposobność. Był to prosty
sposób na to, by utrzymać naszą nazwę na wierzchu z kolejnym nowym produktem.
Branża jest teraz bardzo, ale to bardzo inna. Jeżeli się rozejrzysz, to
dostrzeżesz, że każdy stara się publikować naprawdę rozmaite nagrania, by osiągnąć
jakikolwiek dochód. Ile nagrań ma teraz bonus tracki, unreleased tracki,
akustyczne wersje i tak dalej? Zespoły zostały zmuszone do takiej strategii,
gdyż w biznesie nie ma praktycznie pieniędzy, a produkcja nowych albumów
kosztuje całkiem sporo. Wszystkie te reedycje... alternatywą jest siedzenie na
tyłku w oczekiwaniu na koniec. Serio, jak wiele razy możesz coś ciągle
remasterować? Tyle razy ile ludzie to kupią.
No cóż fani
tradycyjnego metalu raczej nie są zbyt ukontentowani jak kapele wydają kolejne
nagrania swych klasycznych utworów. I to z wielu różnych powodów. Naturalnie,
nie oznacza to automatycznie, ze każdy utwór nagrany na nowo jest czymś złym.
Jak myślisz, co sprawia, że wasze ponowne nagrywki wybijają się nad te
dokonywane przez inne zespoły?
Tak naprawdę to nic, to było bardziej posunięcie biznesowe
niż cokolwiek innego. W tych czasach nie możesz sobie pozwolić na
niewykorzystanie nadarzających się sposobności, gdy się pojawiają.
„The Hunt For Damien”
ma bardzo symboliczny tytuł. Przez szeregi Warlord przewinęło się naprawdę
wielu wokalistów. Myślisz, że udało wam się dorwać tego idealnego Damiena w
postaci Nicholasa Leptosa? Czy myślisz, że jego umiejętności przewyższają te
Ricka Cunninghama i Jacka Ruckera z epki „Deliver Us” i „And The Cannons of
Destruction Have Begun…”?
Myślę, że na razie to wszystko działa. Choć fakt faktem, nie
nagraliśmy jeszcze nic nowego, więc ciężko powiedzieć. Ale powiem, co sądzę o
naszych dotychczasowych wokalistach. Jack Rucker: wspaniały technicznie wokalista,
ale ani krztyny rockowego czy metalowego zacięcia w sobie. Jego głos był
jedynie wektorem dla wizji Billa. Bill siedział z nim w studio i dobierał mu
rejestr wers za wersem. Nie było prób, lecz wszystko było robione na żywioł.
Gość był takim bardziej wokalistą sesyjnym i był niesamowicie koszmarny na
żywo.
Rick Cunningham: miły gość z dobrym warsztatem. Miał dużo
problemów w pracowaniu z Billem, ponieważ się często gubił. Pamiętam jak Bill
rwał sobie włosy z głowy jak Rick nie potrafił się odnaleźć w prostych motywach.
Za bardzo też gwiazdorzył i nie był tak oddanym wokalistą jakiego
potrzebowaliśmy.
Joacim Cans: Prawdziwy wokalista Warlord. To było to.
Podziwiałem jego umiejętności zarówno w studio jak i na scenie. Szkoda, że jego
druga kapela odniosła sukces. Świetny frontman, który doskonale chwytał
Warlord. Jak myślisz, dlaczego coverowali „Child of the Damned” i nazwali swoją
kapelę od naszego utworu?
Rick Anderson: Nigdy nie byłem fanem niskich tonów, gdyż
uważałem, że wokalista w Warlord powinien potrafić eksplodować wokalnie. Zrobił
dobrą robotę na "The Holy Empire", ale miał swoje ograniczenia i to
by nie wyszło dobrze na żywo
Giles Lavery: Świetny przy śpiewaniu „Kill Zone”. To
zdecydowanie była jego specjalność. Miał świetny zakres oktaw i naprawdę
rozumiał metal. Biorąc pod uwagę sytuację w jakiej się u nas znalazł, naprawdę
odwalił kawał dobrej roboty na żywo.
Jakie są wasze dalsze
plany koncertowe w tym roku? Kontaktowali się z wami jacyś europejscy
promotorzy?
Tak jak wspomniałem, festiwal w Chanii. I zawsze jesteśmy
otwarci na oferty.
Miałem przyjemność
podziwiać wasze występy na Keep It True i Headbangers Open Air. Oba były
niezwykłymi i cudownymi przeżyciami, zwłaszcza ten na KIT. Jak wspominasz oba
te wieczory?
KIT było świetne. HOA za to było strasznym niewypałem. KIT
jest profesjonalnym festiwalem od początku do końca. HOA to jakiś piknik na
zadupiu, gdzie gówno ich obchodzą zespoły. Do tego dochodzi fatalne
nagłośnienie i oświetlenie. Może to fajna impreza, ale nie są to komfortowe warunki
do grania dla zespołu.
Zahaczmy na chwilę o
przeszłość. Który z utwór Warlord jest najstarszy?
Nie jestem do końca pewien, ale „Black Mass” został
stworzony przez Billa, gdy ten miał 17 lat.
Która z solówek
gitarowych Billa jest według ciebie najbardziej magiczna?
Uwielbiam je wszystkie. Zawsze powtarzam, że Bill po prostu
zwyczajnie gra odpowiednie dźwięki, w momencie, w którym powinny się pojawić.
Co się takiego
wydarzyło, że Jack Rucker, wokalista z klasycznej EP „Deliver Us”, w następnych
latach nie był już członkiem zespołu.
Zniknął, gdyż był tylko zainteresowany śpiewaniem, jeżeli
była szansa na dużą kasę. Jak już wspomniałem, gość był bardziej studyjnym
wokalistą. Podobała nam się barwa jego głosu, ale nie czuł się w ogóle częścią
kapeli.
Nie będę ukrywał, że
„Deliver Us” dla mnie jest idealnym nagraniem Warlord. Jest surowe, ale jest
przy tym niezwykle wysycone energią i kwintesencją ducha kapeli. Jak
postrzegasz to nagranie teraz, z perspektywy tych wszystkich lat? Zauważyłem,
że wielu starych (sorry!) artystów heavy metalowych nie przepada za brzmieniem
swych dzieł z początku lat 80tych, a mimo to fani za nimi szaleją. Jak myślisz,
dlaczego tak jest?
Bez dwóch zdań ta płyta to klasyk. 8-ścieżkowiec z podwójną
centralą i linią basową nagranymi na jednej ścieżce. Zdecydowanie znak swoich
czasów. Niezbyt fajny, ale kosztowało nas to 800 dolarów i masę ciężkiej pracy.
Każdy z tych utworów jest perfekcyjny. Może nie za wiele się tutaj
wypowiedziałem, ale jak porównamy Warlord do innych kapel, to zauważymy, że
każdy utwór Warlord ma swoje specyficzne brzmienie. Każdy numer Jest
indywidualną kompozycją i nie brzmi podobnie do jakiegokolwiek innego. Niewiele
zespołów może się poszczycić czymś takim.
Trzeci album Lordian
Guard pojawił się koniec końców pod szyldem Warlord. Czy są może jakieś plany
na nagranie lub wydanie czegokolwiek jeszcze jako Lordian Guard w przyszłości?
To kwestia do przemyślenia. Sporo utworów Lordian Guard było
w gruncie rzeczy kompozycjami budowanymi dla Warlord które nie zostały nagrane
na żadnym z albumów Warlord. Dlatego wróciliśmy do kilku z nich, by nagrać je
na nowo, tak by prezentowały się w sposób, jaki zamierzaliśmy, w stylu Warlordowym.
Technicznie „And The
Cannons of Destruction Have Begun…” było soundtrackiem do wideo waszego
„koncertu”. Sfinansowaliście je w całości, co nie było wówczas rzeczą często
spotykaną. Jak wspominasz tworzenie albumu i wideoklipu?
Sesja nagraniowa była straszna. Zrobiliśmy ją w jakimś tanim
i koszmarnym studio w Los Angeles. Efekt braku kasy, na co już zwróciłeś uwagę.
Pracowaliśmy najlepiej jak umiemy i na tyle, na ile pozwalał nam bardzo mały
budżet. Przy takich środkach nie mieliśmy czasu, by zarejestrować także dźwięk
przy nagrywaniu wideoklipu. Mało znanym faktem jest to, że rozstawiliśmy się
wcześnie rano, by mieć możliwość zarejestrowania całości show kilka razy.
Planowaliśmy uzyskać ujęcia z kilku różnych miejsc, by potem je zmontować w
interesującą całość. Niestety udało nam się całość zarejestrować tylko raz,
zanim skończył nam się czas wynajęcia.
“1984, the beginning of the end. A world at war.
The decline of individuality and the fall of originality. As we seek our
immortality, the crusade has just begun. In 1984, the foundation will be
built... for a kingdom, that will come.” - Fraza, która
rozpoczyna „And The Cannons…” wydaje się nadal aktualna. Nawet nie tyle wydaje
się, co jest. Wydawałoby się, że można tu wstawić dowolny rok.
Klasyczny Bill Tsamis. Ma talent do takich spostrzeżeń.
Jesteś jego
wspólnikiem na dobre i na złe we wszystkim, co jest choć trochę Warlordowskie.
Od samego początku. Myślisz, że bez twojego wsparcia jest możliwe istnienie
tego zespołu?
Uważam, że Warlord to Bill i ja. Gdyby któryś z nas potrafił
śpiewać, nie potrzebowalibyśmy nikogo innego. Po trzydziestu latach wytworzyła
się między nami więź, która jest owocem magii i wspólnego szacunku. Nikomu nie
udało się jej przerwać.
Nietrudno zauważyć,
że używasz dość szczególnej techniki perkusyjnej. Jedną z pałeczek trzymasz
inaczej niż zdecydowana większość perkusistów metalowych: tradycyjnie, a nie
symetrycznie, podobnie do perkusistów jazzowych czy wojskowych doboszy.
Dlaczego ci tak wygodniej bębnić?
Tak mnie już nauczono i podoba mi się stosowanie tej
techniki. Umiem grać w obu stylach, jednak tradycyjny chwyt bardziej do mnie
przemawia.
Czy jest jakiś młody
zespół metalowy, który przykuł ostatnio twoja uwagę?
Nie, żaden.
Wielkie dzięki za
wywiad, poświęcony nam czas i za odpowiedzi. Ostatnie słowa dla heavy
metalowych fanów należą do ciebie:
Przybywajcie na koncerty, usłyszycie wszystkie ikonicznie
klasyki Warlord na żywo!
Przeprowadzono: kwiecień 2017
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz