Spartan Warrior - Spartan Warrior
1984/2009 Metal Mind Productions
Jeden z nieco zapomnianych klasyków NWOBHM - agresywny, a przy tym potrafiący przyłożyć chwytliwą partią gitarową, świetnie dobraną melodią i efektywną solówką. Spartan Warrior zdecydowanie potrafił zadziwić jakością swych utworów, zwłaszcza jak na undergroundowy zespół. Ich drugi album, zatytułowany po prostu... "Spartan Warrior", prezentuje rzetelny i solidny heavy metal lat osiemdziesiątych w brytyjskim stylu.
Produkcja dźwięku sprawia, że brzmienie jest mięsne i przestrzenne, z wyraźnie zarysowanymi instrumentami. Dobrze słyszalny bas, dudniący w poszczególnych kawałkach, świetnie współpracuje z ostrymi gitarami. Na planie tego wszystkiego panuje wyraźny i charyzmatyczny wokal Dave'a Wilkinsona ze swoją szorstką, chropawą barwą. Jego tenorowy głos jest solidny i męski, więc nie uświadczymy jakiś dziwnych popłuczyn w stylu krzykaczy, co brzmią jak trajkocząca herod-baba.
Sama zawartość znajdująca się na "Spartan Warrior" jest cudowna. Znajdziemy tutaj masę świetnych utworów. Swobodnie i pewnie siebie płynąca muzyka nie kopie się z gmatwaniną sztucznych udziwnień. Do co bardziej interesujących kompozycji należą "Black Widow", "Sentenced To Die", "Son of a Bitch", "Hanging On", ale najbardziej błyszczącymi klejnotami są "Mercenary" i "Assassin". Ponadto "Assassin" stanowi idealne wprowadzenie do tego albumu i jest przy tym kompletną kompozycją, zawierającą wszystko to, co trzeba - hymnowy wydźwięk, świetny refren i zwrotki, dostojne intro, melancholijne leady, podniosłą solówkę i ostre heavy metalowe riffy.
"Spartan Warrior" to świetny NWOBHM, perfekcyjnie wyważony i po prostu dobrze brzmiący. W dodatku dobrze opakowany, gdyż okładkę robił Thomas Holm - ten gość od "Melissy" i "Don't Break the Oath". "Spartan Warrior" swym brzmieniem bardzo przypomina innego klasyka z Wysp, mianowicie "The Son of Odin" Elixir, zwłaszcza że oba zespoły mają wokalistów o podobnej barwie głosu.
Fajnie, że Metal Mind postanowił wznowić tego klasyka, jest to zresztą bodaj chyba jedyna reedycja tego albumu. Trochę szkoda, że została ona dokonana w lichym digipaku. Naprawdę, nie wiem o co chodzi z tymi digipakami, ale zostawcie je w spokoju. Nikt, kto często używa swoich płyt nie przepada za tego typu opakowaniem. Jest irytujące.
Ocena: 5/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz