Z OTCHŁANI
Ci, którzy mieli styczność z
Deathhammer, wiedzą że jest to jeden z najlepszych thrash metalowych zespołów
ostatnich lat. W przeciwieństwie do wielu innych młodych kapel, Norwegowie
zdecydowali się na brudny oldschool, zamiast zatruwać ten gatunek nowoczesnym
brzmieniem i miernotą. Ich trzecia płyta “Evil Power” stanowi szaleńczy i
złowrogi ryk wściekłości. No, ale czegoż innego możnaby się spodziewać od
zespołu, który się nazywa Deathhammer?
Pozdrowienia z Polski! Dzięki, że
zgodziliście się poświęcić nam kilka chwil. Już pół roku minęło od premiery
waszego trzeciego studyjnego krążka zatytułowanego “Evil Power”. Jak
postrzegacie to nagranie tak teraz - z perspektywy czasu? Nadal jesteście w
pełni zadowoleni z tego albumu?
Daniel Salsten: Od nagrania samego materiału minęło
jeszcze więcej czasu, więc te utwory już nam trochę towarzyszą. Ale tak! Ten
album brzmi kapitalnie!
Materiał na poprzednie wydawnictwa
zarejestrowaliście w waszym domowym studio znajdującym się w piwnicy. Jak
myślisz, czy właśnie fakt, że tak nagrywacie swoje albumy ma duży wpływ na ich
szczere brzmienie? Koniec końców, dzięki temu możecie na nich przedstawić
wszystko to, co wam wpadnie do głowy. Ogranicza was jedynie wasza kreatywność i
wytrzymałość.
Nagrywanie we własnym studio
sprawia, że nasze utwory są bardziej prawdziwe i “czyste”. Nagrywasz wtedy, gdy
jesteś opętany chęcią tworzenia, a nie dlatego, że ci nad głową zegar tyka. Nie
mamy takiej potrzeby by wynajmować studio i nigdy nie będziemy jej mieli.
Wielu postrzega black/thrash jako
prymitywną sieczkę, jednak istnieje cała rzesza zespołów, która udowadnia tym
bydlakom, że w tym nurcie można tworzyć prawdziwie piękne kompozycje, ze
świetnymi riffami i artystycznym kunsztem. W jaki sposób wyłaniają się u was pomysły
na riffy i utwory? Rozplanowujecie sobie struktury utworów czy idziecie w płeni
na żywioł?
Zwykle jest tak, że obaj osobno
wymyślamy riffy. Potem pokazujemy sobie nawzajem te, które według nas są
najbardziej odjechane. Pomysły wpadają do nas z otchłani, tu nie ma za bardzo
nad czym rozmyślać.
Gdy słuchacie już swoich skończonych
utworów czy towarzyszy wam takie same uczucie jak podczas słuchania twórczości
takich zespołów jak Razor, Sabbat, Nifelheim i Bathory?
Naturalnie nasze odczucia są jednak
trochę inne, bo te kapele to totalne kulty, ale myślę, że współdzielimy z nimi
podobne podejście do muzyki.
Czy składanie utworów na sesję
nagraniową “Evil Power” było ciężkie i czasochłonne?
Z tego co pamiętam, podstawy
nagraliśmy w trymiga. Pastwiliśmy się całymi wiekami nad jakimiś szczególikami
pokroju solówek i tak dalej. Nie było pośpiechu, a miksy też się zawsze ciągną
i ciągną. Zawsze u nas to tak wygląda. Nie powiedziałbym, by było to ciężkie!
Ponownie okładką zajął się Eduard
Johnson. Możecie nam powiedzeć nieco o tym gościu? To jakiś wasz znajomy czy
niezwiązany z wami artysta? Jak zaczęła się wasza współpraca?
Złapaliśmy z nim kontakt przez
naszych ziomków z Witchtrap. Gość stworzył im zabójczą okładkę, a że był fanem
naszej muzyki, to właściwie machnął dla nas grafikę praktycznie za nic. Jest
kolumbijskim tatuażystą mieszkajacym w Montrealu. Wyżłopaliśmy wspólnie kilka
browców, gdy tam graliśmy. Jego prace są wspaniałe. Nasz demon z okładek nabrał
dzięki niemu charakteru.
Porozmawiajmy o początkach
Deathhamer. Jak się to wszystko zaczęło?
Mieliśmy niepohamowane parcie na
granie thrashu. Po jakimś koncercie w Blitz w Oslo pojechaliśmy z powrotem do
mojego miasta, by znaleźć jakieś miejsce do grania. Skończyło się na tym, że
graliśmy w domu jakiegoś totalnego lamusa, nagrywając nieudolną wersję
“Zombiekult” i parę punkowych utworów. Grałem wówczas w innym thrashowym
zespole, który się nazywał Warfield, dlatego chcieliśmy się skupić na graniu
punka. Wkrótce okazało się, że Warfield zmierza do kupy gówna, za to łojenie
Sadomancerem wychodzi idealnie - wtedy postanowiliśmy zaorać całą resztę i
zacząć grać rozwścieczony thrash.
A dlaczego akurat Deathhammer jako
nazwa?
Bo brzmiało zajebiście! Po prostu!
No cóż, muszę o to spytać.
Darkthrone i jego “F.O.A.D.” z 2007 roku. Wasze logo pojawia się na skórzanej
kurtce postaci z okładki. Cóż, możecie coś o tym powiedzieć? W ogóle znacie się
z Fenrizem i Nocturno Culto?
Fenriz wspierał nas właściwie od
samego początku. Nadal to robi, to nasz przyjaciel. Nie miałem okazji poznać
Nocturno Culto.
Macie na swym koncie kilka splitów.
Planujecie jakieś kolejne w najbliższej przyszłości? Macie też może jakieś
pomysły na utwory na następny album studyjny?
Tym razem nie planujemy żadnych splitów.
W sumie to po prawdzie mamy już nagrany cały nowy album. Teraz znów będziemy go
przez całą wieczność miksować i tak dalej. Tak jak już opisywałem wcześniej.
Uważam, że ten będzie chyba najbardziej kwintesencjonalnym thrashowym albumem
jaki zrobiliśmy.
Deathhammer zawsze był tandemem.
Jest was dwóch razem z Sadomancerem, tylko na żywo wspiera was, o ile się nie
mylę, Christan Holm i Christian Myhre. Dlaczego nie są regularnymi członkami
zespołu? Nie chcecie ich wkładu w swoją muzykę?
Zawsze nagrywaliśmy i tworzyliśmy w
dwójkę, tak to po prostu działa, tak kształtujemy nasze brzmienie. Więcej ludzi
w studio nam nie potrzeba. Co innego jeżeli chodzi o granie koncertów.
Sadomancer udzielał się także razem
z Jonem w Black Magic. Szkoda, że ten projekt już nie istnieje…
A właśnie wygląda na to, że Black
Magic znowu funkcjonuje. Jon jest znakomitym gitarzystą, ale przez lata miał
problem z zespołowym graniem. Mam nadzieję, że wydadzą więcej swojego
materiału, bo kawałki, które stworzyli po “Wizard’s Spell” są jeszcze bardziej
dokoksane!
Nie tylko tworzycie muzykę metalową,
ale sami jesteście zagorzałymi fanami undergroundowego oldschoolu. Czy jakieś
płyty zwróciły waszą uwagę w mijającym roku? Cokolwiek o czym warto wspomnieć?
Jak dla mnie płytą roku jest debiut
Division Speed. Niech to szlag, cóż za miażdżący thrash urządzili! Ale
najlepszym utworem jaki słyszałem w tym roku jest “Veloz Invencible” -
absolutny geniusz od mistrzów speed metalu Acero Letal.
Norwegia jest niezłym źródłem
black/thrashy ostatnimi laty. Inculter, Nekromantheon, Condor, Toxik Death…
jaka jest wasza opinia o nich?
Ta, znamy tych gości, a te zespoły
to miazga! Ale to Infant Death jest najbrudniejszym zespołem z Norwegii w tym
momencie. Overload of Death! (śmiech)
Heh, a jakie jest wasze zdanie o
jeszcze jednym zespole z Norwegii - Critical Solution. Oczywiście, jeżeli
mieliscie okazję poznać ich twórczość.
Słabe popłuczyny po nowszej
Metallice. Najlepszy thrash z Norwegii to Ghoul Cult.
Ostatnimi czasy dodałeś jakieś ciekawe
pozycje, klasyczne lub undergroundowe, do swej kolekcji płyt?
Appendix “Money Is Not My Currency”
i RKL “Rock And Roll Nightmare” są godnymi nabytkami, jakie ostatnio do mnie
trafiły.
We wrześniu zagraliście kilka
koncertów w Stanach. Jak wam się udały wasze występy?
Było znakomicie. Szkoda, że nie
mogliśmy zagrać tam większej ilości koncertów, ale część z nas musiała wracać z
powodu określonej liczby dni urlopowych w pracy jakie dostali. Hell’s Headbash
był odjechanym festiwalem. Profanatica zmiażdżyła cewy (jak na 15 minut czasu).
Nigdy wcześniej nie graliśmy w Philadelphi, a było naprawdę w porzo.
W Polsce mamy całe hordy
black/thrashowych kapel, ale jakoś zawsze są problemy z organizowaniem
koncertów takich zespołów z zagranicy. Dostaliście kiedyś jakąś ofertę grania u
nas?
Nie, nie przypominam sobie.
A tak z czystej ciekawości. Co
sądzicie o Polskim metalu i scenie?
Byłem w Polsce kilka razy. Kraków mi
się bardzo podobał, uważam ze to fajne miasto. Kultuję VooDoo, ich jedyny album
jest boski! No i oczywiście uwielbiam takie piekielne klasyki jak “666” Kata.
Turbo jest fantastycznym speed metalem, a demówki Vadera to mistrzostwo deathu.
Przeprowadzono: listopad 2015
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz