Dobra, czas na trochę technicznego kultu bez opierdalania się. Niektórzy może kojarzą osobę Monte Connera, gościa który pod skrzydła wytwórni Roadrunner Records popchnął takie zespoły jak Sepultura, Type-o Negative, Deicide, Obituary, Atrophy, Fear Factory i wiele wiele innych. Pierwszą kapelą z którą pracował Monte był właśnie Realm – zespół, który tworzył bardzo umiejętne połączenie melodii, agresji i techniki. Można nawet rzec, że nikt wtedy nie miał takiego brzmienia i drygu do świetnych technicznych kompozycji jak muzycy z tej kapeli. Fantastyczny debiut, który ukazał się w 1988 roku jest zapierającą dech w piersiach eskapadą po niesamowitych muzycznych doznaniach. „Endless War” nie dość, że obfituje w fantastyczne kompozycje, to jeszcze roztacza naprawdę niesamowity i trudny do uchwycenia klimat. Klasyk, i to bez dwóch zdań. Niestety następna płyta Realm, wydany w 1992 roku „Suiciety” okazała się ostatnią w dorobku tej nietuzinkowej kapeli. Korzystając z nadarzającej się okazji, dostaliśmy szansę dowiedzenia się kilku ciekawych aspektów z historii zespołu, dzięki czemu mogliśmy rzucić nieco światła na z wolna otaczającą się całunem mroku historię grupy Realm. Na nasze pytania odpowiadał basista Steve Post.
Muszę powiedzieć, że jest mi niezmiernie miło przeprowadzać wywiad z kimś, kto był związany z taką kapelą jak Realm. Czy możesz nam powiedzieć w jakim stopniu gra w tym zespole wpłynęła na twoje życie?
Steve Post: Realm odcisnął na mnie swój ślad na wielu różnych płaszczyznach. Byliśmy niezmiernie ciężko pracującą ekipą. Ćwiczyliśmy po cztery czy pięć razy w tygodniu, w międzyczasie pracując na pełnych etatach. Przez większość czasu trwania naszej aktywności to my sami dbaliśmy o promocję naszego zespoły. Byliśmy takim zespołem „zrób to sam”. Przyjaźniliśmy się z innymi kapelami z naszego rejonu, by nawzajem się wspierać i organizować wspólne koncerty. Myślę, że taki sposób działania towarzyszył mi w każdym zespole w którym grałem. Realm był świetnym doświadczeniem życiowym dla wszystkich, którzy byli z nim związani. Definitywnie byliśmy zespołem zorientowanym na koncerty. Zdarliśmy palce na wielu występach na Środkowym Zachodzie, sami sprzedawaliśmy swój merch, kasety i sami płaciliśmy za swe koncerty.
Czy to złożoność materiału Realm determinowała takie częste próby?
Intensywny grafik prób na pewno się opłacił. Byliśmy szerzej znani jako zespół koncertowy, a nasza muzyka była całkiem techniczna, więc wszystko musiało być naprawdę dobrze zgrane i dopracowane.
Jak wyglądało u was tworzenie kompozycji? Siadaliście całym zespołem do tworzenia czy też określona osoba przynosiła pomysły na próby?
Przeważającą część naszych utworów napisaliśmy wspólnie. Naturalnie każdy dorzucał swoją część pomysłów na które wpadł samodzielnie.
W waszych utworach aż gęsto od świetnych pomysłów, riffów i przejść takich jak w „Slay the Oppressor”, „Root of Evil” i wielu innych. Czy takie smaczki w kompozycjach powstawały już po napisaniu kawałka, na przykład ktoś wtedy wpadał na pomysł by może jeszcze coś dodać?
Podczas komponowania naszym celem nie było jedynie to, by riffy do siebie pasowały. Gdy mieliśmy już koncepcję na jakiś motyw, musiał on brzmieć gładko i muzycznie razem z innymi. „Slay…” praktycznie napisał się sam z tym swoim intro i poszczególnymi riffami. Wiele naszych utworów powstało równie spontanicznie. Grając znajdowaliśmy coraz więcej motywów, które dobrze się ze sobą zgrywały i dobrze razem brzmiały.
„Endless War” było bodajże pierwszym, a na pewno jednym z pierwszych wydawnictw R/C Records. Jak wspominasz pracę z nimi? Czy według twojej opinii Roadracer był uczciwy w stosunkach z waszą kapelą?
Nie pamiętam już za wielu szczegółów z naszego kontraktu z Roadracer. Pierwotnie chcieli wydać też nasze pierwsze demo „Perceptive Incentive”, jednak byliśmy niechętni takiej inicjatywie. Jakość tamtego nagrania była za słaba i według nas nie reprezentowałaby dobrze muzyki naszego zespołu. Poza tym na tym nagraniu grał inny perkusista i basista. Ja z Mikem dołączyliśmy wkrótce po nagraniu tej taśmy. Nagraliśmy wspólnie z Paulem, Dougiem i Takisem „Final Solution” niecały rok później. Gdy już Doug Parker był poza zespołem, skontaktował się z nami Cees Wessells z Roadrunnera poprzez Monte Connera. Wtedy też nawiązaliśmy współpracę z naszym managerem Erikiem Griefem oraz zatrudniliśmy prawnika. Ponieważ nasz wokalista – Mark Antoni – był świeżakiem w zespole, Roadrunner domagał się więcej nagrań demo. Dlatego nagraliśmy trzecią demówkę, która nie została nigdy wydana. Wysłaliśmy ją do nich, im się spodobał nasz materiał i podpisaliśmy wspólny kontrakt na jakąś śmieszną sumę. Skończyło się na tym, że to my zapłaciliśmy za większość nagrań do „Endless War”. R/C pokryło może jedną ósmą ogólnych wydatków. No, ale trochę popromowali nas tu i tam.
Wieść niesie, że pierwotny rysunek, który miał widnieć na okładce „Endless War” koniec końców wylądował na płycie Obituary „Slowly We Rot”. Coś o tym wiesz?
Wieść niesie, że pierwotny rysunek, który miał widnieć na okładce „Endless War” koniec końców wylądował na płycie Obituary „Slowly We Rot”. Coś o tym wiesz?
Okładka do „Endless War” została wybrana przez R/C, a my ich wybór zatwierdziliśmy. Nie pamiętam już dokładnie jak wyglądał nasz pierwszy wybór okładki, jedynie to, że przypominała nieco okładkę do „Final Solution”, lecz wyglądała bardziej profesjonalnie. Chyba przypominała nieco tę Obituary, jednak nie jestem Ci w stanie potwierdzić tego z całą pewnością.
Okładkę do „Endless War” stworzył Oscar Chichoni, artysta znany ze świetnych prac, które znalazły się na okładkach książek, komiksów, a także gier komputerowych. Dlaczego nikt nie postanowił kontynuować z nim współpracy przy następnej płycie?
To, co widnieje na okładce do „Suiciety”, to tak naprawdę zdjęcie rzeźby stworzonej przez jednego z naszych przyjaciół. Spodobała nam się, wytwórni zresztą też, więc jej użyliśmy…
Jim Bartz jest człowiekiem, który pracował nad produkcją obu waszych studyjnych krążków. Co mógłbyś nam opowiedzieć o współpracy z nim? Czy jego udział wpłynął według ciebie pozytywnie na kondycję brzmienia na obu tych albumach?
Trzeba przyznać, że Jim Bartz jest bardzo utalentowanym muzykiem, a także wspaniałym inżynierem dźwięku i producentem muzycznym. Dobrze znał naszą muzykę, ponieważ mieszkał wtedy na strychu domu Paula, gdy urządzaliśmy tam próby. Jim sprawił się świetnie jako producent naszych płyt. Wiedział jak dobrze i odpowiednio zarejestrować muzykę, którą grasz. Perfekcjonista pod każdym względem, zawsze wszystko musiało być zrobione porządnie. Nigdy później nie pracowałem z kimkolwiek, kto byłby lepszy.
Zawsze mnie zastanawiał trochę wasz cover The Beatles. Czyj był to pomysł by nagrać „Eleanor Rigby”? Wytwórnia na to wpadła?
Realm zaczął grać „Eleanor…” jako swoisty żart tuż po tym jak kapela została założona. Myślę, że pierwotnie wymyśili to Takis i Doug [ponoć to jednak był Roger Gottfried, przynajmniej on sam tak twierdzi – przyp.red.], podczas jakiś poronionych akcji na próbach. Gdy graliśmy ten utwór na żywo, Doug zawsze śpiewał „All the lonely people… Let’em Die!!!”. To nie był pomysł wytwórni, to było coś co sami wymyśliliśmy.
Kto pisał teksty do utworów na „Endless War” i „Suiciety”?
Większość tekstów do utworów na obu tych płytach była autorstwa Takisa i Marka. Ja napisałem liryki do „Dick”.
Można odnieść wrażenie, że religia chrześcijańska maczała palce w inspiracjach przy takich utworach jak „Second Coming” i „Eminence”…
Słowa w „Second Coming” są dość niejednoznaczne. Ten tekst może być właściwie o wszystkim tak naprawdę. „Eminence” jest o koszmarze, którego doświadczył Paul. Był w nim chyba Chrystus co prawda, jednak nie w takim sensie, jakby się mogło wydawać. Daleko nam było od lania chrześcijaństwa ludziom do gardeł…
Co sądzisz o sukcesorze „Endless War”? Czy uważasz, że „Suiciety” był krokiem naprzód dla Realm?
Sporo materiału, który trafił na „Suiciety”, napisaliśmy podczas trasy promującej naszą pierwszą płytę. Bardzo czuły okres dla zespołu. Prawdą jest, że muzycznie był to dla nas ogromny krok naprzód – ta muzyka była ambitna i wymagająca, a ośmieliłbym się rzec, że nawet i ciut intensywniejsza niż nasz poprzedni materiał.
Czy nagraliście cokolwiek, co miało się znaleźć na waszym trzecim krążku?
Tak, jednak już wtedy nie pracowaliśmy z Roadracer. Nagraliśmy chyba z osiem utworów, a raczej zrębów utworów. Coś co można by w sumie nazwać naszym czwartym demo.
Co było powodem rozpadu Realm? Cóż takiego się wydarzyło, że postanowiliście zawiesić działalność zespołu? Dlaczego na dłuższą metę Realm nie wypalił?
Zaczęło się od odejścia Marka z zespołu. Najpierw Roadracer wywierał na nas duże ciśnienie, gdyż wytwórnia bardzo negatywnie zaczęła się wypowiadać o Marku. Chodziło o to, że śpiewał za wysoko, a oni widzieli w naszym zespole kogoś, kto by brzmiał jak gardłowy Sepultury. Nie chcieli z nami rozmawiać o czymkolwiek innym, póki Mark był w zespole. Cóż, skończyło się na tym, że musieliśmy się z nim rozstać. Nie była to bynajmniej łatwa decyzja, zwłaszcza, że wszyscy byliśmy przyjaciółmi od bardzo dawna. Przesłuchiwaliśmy bardzo wielu wokalistów, by znaleźć odpowiednie zastępstwo, jednak trudno było kogoś znaleźć na miejsce Marka. Następnie Mike Olson, nasz perkusista, zdecydował się opuścić zespół.
Wtedy Realm się definitywnie rozpadł?
Wtedy Realm się definitywnie rozpadł?
Razem z Takisem i Paulem skontaktowaliśmy się z Buddo, typkiem który śpiewał w Last Crack. Następnie dokooptowaliśmy do składu perkusistę Briana Reidingera. Nasz zespół nabrał kształtu i zaczęło to wszystko znów trybić. Nie mogliśmy się jednak wciąż nazywać Realm, zwłaszcza że po dojściu Buddo i Briana nasze brzmienie rysowało się zupełnie inaczej niż wcześniej. Oblekliśmy nasz projekt muzyczny w nazwę, którą wymyślił Buddo – White Fear Chain. Posłuchajcie tego czasem na Youtube…
Wiesz co porabia może ostatnio Mark Antoni? Masz z nim jakiś kontakt?
Jestem w stałym kontakcie ze wszystkimi moimi kumplami z Realm. Co prawda z Markiem już nie tak jak z Takisem, Dougiem, Paulem i Mikem, gdyż ten mieszka prawie 1300 mil ode mnie.
Czy rozważaliście może pomysł zreaktywowania Realm?
Rozmawialiśmy jakiś czas temu o tym, by znowu coś razem pograć – Paul, Takis, Mike i ja. Doug nie jest już raczej zbytnio zainteresowany graniem z nami, jednak nigdy nie było to na poważnie dyskutowane. No, a Mark jednak mieszka trochę za daleko od nas. Raz prawie udało nam się zmontować jakieś granie, jednak logistycznie okazało się to niemożliwe. No, niestety… Nie daję jednak żarowi się ostudzić kompletnie, wciąż chciałbym by Realm znów funkcjonował.
Chciałbym zweryfikować pewną wypowiedź Douga Parkera, według której to on jest autorem nazwy oraz logo kapeli. Czy to prawda?
Z tego co wiem pierwsi członkowie zespołu postanowili wylosować nazwę dla swego zespołu. Wrzucili swoje typy do czapki i ta nazwa, która miała zostać wyciągnięta z niej miała już zostać. Z opowieści wiem, że Paul przyoszuścł i wrzucił dwie kartki z tą samą nazwą do czapki zamiast jednej. Tą nazwą był właśnie Realm i w ten sposób kapela zyskała swe imię. Można więc powiedzieć, że to raczej Paul wymyślił nazwę dla zespołu. Oryginalne logo zostało zaprojektowane przez Douga, jednak było przerobione przynajmniej parokrotnie.
Aktualnie grasz w Awaken. Jak to się stało, że trafiłeś do tego zespołu?
Na początku to było tak, że dowiedziałem się od kolegi, którego znajomym był ich kumpel, nota bene gość wcześniej siedział w organizowaniu koncertów w okolicach Minneapolis i St. Paul, że taki i taki zespół poszukuje basisty. Dopiero się wprowadziłem do tej okolicy z Milwaukee i też szukałem zespołu, z którym mógłbym pograć. Dostałem jadącą siarą demówkę z muzyką tego zespołu, którym właśnie był Awaken. Ich kawałki bardzo mi się spodobały i większość patentów nauczyłem się stosunkowo szybko ze słuchu.
Jak byś porównał twórczość Awaken i Realm?
Muzyka Awaken jest inna. Tworzymy raczej trio z wokalem, gdyż nie mamy drugiego gitarzysty. W ten sposób łatwiej się gra na żywo. Napisałem bardzo dużo harmonii na basie, które współgrają z gitarą Jona, by całość lepiej brzmiała. Pracujemy bardzo ciężko. W sumie ciężka praca i pasja tworzenia to jedyne podobieństwa Awaken do Realm.
Bardzo się cieszę. Widzę, że nie zamierzasz na tym poprzestać. Wielkie dzięki za wywiad!
Niezmiernie jestem Ci wdzięczny za pytania dotyczące Realm. Bardzo lubiłem grać w tym zespole. Prawdę powiedziawszy, nigdy nie grałem w kapeli, która by przypominała ją choćby trochę. Realm był wyjątkowy i w tym zespole doświadczyłem jednych z najlepszych chwil w moim życiu.
przeprowadzono: luty 2014
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz