Bütcher – 666
Goats Carry My Chariot
2020, Osmose Productions
Mieszanka tu jest naprawdę wybuchowa: riffy rodem z Abattoir, intensywność i
klimat jak z Nifelheim,
leady płomienne i bogate jak z najlepszych klasyków amerykańskiego power
metalu, a do tego patusowe chórki – raz orbitujące w stronę melodii, a raz w
stronę brutalnej siły. To jest to podejście do klasycznego metalu, które kapele
w stylu Enforcera czy
Skull Fist upudrowały
w ugrzeczniony styl. Tutaj nie ma kompromisów i grzecznej zabawy z łokciami
przy boczkach jak suchoklatesowe primadonny. Tu jest agresja, furia,
zniszczenie. Jak niechciany bękart Tokyo Blade z Desaster,
jak zwyrodniała abominacja Destroyera
666 z Rat Attack.
To nie jest wasz kolejny black/thrash – choć jego tutaj jest pełno. To coś
większego, głębszego i bardziej skomplikowanego, a wciąż tak naprawdę w swej
formie prostego i naturalnego.
Riffy <3 Na słodkie stópki jezuska, ile tutaj się dzieje
w departamencie molestowania gryfu gitary. Opuszki tak skaczą po progach, że aż
ciężko za tym nadążyć. Wspaniale się słucha szybkiego metalu, gdzie nie tylko
kostkowanie jest oszałamiające, ale też estetyka linii melodycznych.
Jeżeli są jakieś miałkie kuce, które twierdzą, że Evil Invaders to najlepsza
młoda kapela z Belgii, to niech lepiej szybko przestaną, by nie wyjść na
dyletantów o kaprawych mordach. Bütcher zjada tych wymoczków bez popity.
W ogóle śmieszna sprawa: Mimo iż Bütcher mógłby spokojnie
spocząć na laurach przy swoim szybkim, melodyjnym graniu, to jednak zespół
postanowił nie iść na łatwiznę i do swoich kompozycji potrafi wpleść
monumentalne zagrywki. Pogłębia to wymiar ich muzyki niesamowicie, zwłaszcza że
robią to na poziomie najwyższej światowej klasy.
Ten album ma wszystko. Jak można popełnić tak dobrze
wyważony miks old-schoolowego mięsa i thrash metalowej stylowy? To aż głowa
mała. Brzmienie też zresztą pasuje do reszty i aż krzyczy „rok 1985!”. Enforcer to miękkie parówy
(zwłaszcza, że zajebali w 2021 riff z „Face
The Butcher”, ale zagrali go wolniej, bo nie nadążają XD), Cauldron to płaczliwe
memeje, Skull Fist to…
ktoś w ogóle daje jeszcze jebanie o Skull Fist? Bütcher rozwala to wszystko w
puch i proch dowolnym swoim kawałkiem z „666 Goats Carry My Chariot”. Moglibyśmy
zresztą też pogadać o samym tytule albumu i okładce. Jak to wygrywa wszystko,
to aż głowa mała.
Polecić ten album to mało.
Ocena: 6/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz