sobota, 2 kwietnia 2022

Bütcher – 666 Goats Carry My Chariot

 


Bütcher – 666 Goats Carry My Chariot
2020, Osmose Productions

Mieszanka tu jest naprawdę wybuchowa: riffy rodem z Abattoir, intensywność i klimat jak z Nifelheim, leady płomienne i bogate jak z najlepszych klasyków amerykańskiego power metalu, a do tego patusowe chórki – raz orbitujące w stronę melodii, a raz w stronę brutalnej siły. To jest to podejście do klasycznego metalu, które kapele w stylu Enforcera czy Skull Fist upudrowały w ugrzeczniony styl. Tutaj nie ma kompromisów i grzecznej zabawy z łokciami przy boczkach jak suchoklatesowe primadonny. Tu jest agresja, furia, zniszczenie. Jak niechciany bękart Tokyo Blade z Desaster, jak zwyrodniała abominacja Destroyera 666 z Rat Attack. To nie jest wasz kolejny black/thrash – choć jego tutaj jest pełno. To coś większego, głębszego i bardziej skomplikowanego, a wciąż tak naprawdę w swej formie prostego i naturalnego.

Riffy <3 Na słodkie stópki jezuska, ile tutaj się dzieje w departamencie molestowania gryfu gitary. Opuszki tak skaczą po progach, że aż ciężko za tym nadążyć. Wspaniale się słucha szybkiego metalu, gdzie nie tylko kostkowanie jest oszałamiające, ale też estetyka linii melodycznych.

Jeżeli są jakieś miałkie kuce, które twierdzą, że Evil Invaders to najlepsza młoda kapela z Belgii, to niech lepiej szybko przestaną, by nie wyjść na dyletantów o kaprawych mordach. Bütcher zjada tych wymoczków bez popity.

W ogóle śmieszna sprawa: Mimo iż Bütcher mógłby spokojnie spocząć na laurach przy swoim szybkim, melodyjnym graniu, to jednak zespół postanowił nie iść na łatwiznę i do swoich kompozycji potrafi wpleść monumentalne zagrywki. Pogłębia to wymiar ich muzyki niesamowicie, zwłaszcza że robią to na poziomie najwyższej światowej klasy.

Ten album ma wszystko. Jak można popełnić tak dobrze wyważony miks old-schoolowego mięsa i thrash metalowej stylowy? To aż głowa mała. Brzmienie też zresztą pasuje do reszty i aż krzyczy „rok 1985!”. Enforcer to miękkie parówy (zwłaszcza, że zajebali w 2021 riff z „Face The Butcher”, ale zagrali go wolniej, bo nie nadążają XD), Cauldron to płaczliwe memeje, Skull Fist to… ktoś w ogóle daje jeszcze jebanie o Skull Fist? Bütcher rozwala to wszystko w puch i proch dowolnym swoim kawałkiem z „666 Goats Carry My Chariot”. Moglibyśmy zresztą też pogadać o samym tytule albumu i okładce. Jak to wygrywa wszystko, to aż głowa mała.

Polecić ten album to mało.

Ocena: 6/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz