Massacre – Resurgence
2021, Nuclear Blast
Każdy kolejny album po „From Beyond” to była niezła wtopa,
co nie? Ani „Promise”, ani „Back From Beyond” nie spełniły pokładanych w nich
nadziei. Massacre jednak nie składa z broni i próbuje ponownie z „Resurgence”.
Czy ten album jednak był komukolwiek potrzebny? Zaraz to sprawdzimy!
Pierwsza sprawa, która tym bardziej zaostrza apetyt na
„Resurgence”: do line-upu wrócił Kam Lee, tak dobrze znany z
charakterystycznych growli na fantastycznym klasyku „From Beyond”. Oprócz niego
na basie Mike Borders – fani Massacre go na pewno skojarzą, gdyż grał on na
demówkach z 1986 roku. Gościnnie udzielili się tutaj także Marc Greeve z Morgoth i Dave Ingram z Benediction. A więc skład
nielichy i dobrze rokujący.
W praktyce to, co się dzieje na „Resurgence” można
sprowadzić do prostego podsumowania: solidny death metal w szwedzkim (!) stylu
– wystarczająco klasyczny, by zadowolić starych wyjadaczy. Kompozycyjnie jest
nawet interesująco i miło się tego słucha. Kawałki potrafią zaskoczyć fajnymi
wstawkami i momentami, które starają się przełamać amalgamatyczne bloki death
metalowego okrucieństwa. Nie jest jednak idealnie, zdarzają się fragmenty,
które najzwyczajniej w świecie wieją nudą. Nie jest ich na szczęście zbyt
wiele, ale nie da się ich nie dostrzec.
Kam Lee jest w wyśmienitej formie i dostarcza naprawdę
solidne wokale. Riffy Johanssona i Peterssona (jakbyście się zastanawiali skąd
florydzki death metalowy gigant nagle nabrał skandynawskiego charakteru ;) ) są
autentycznie konkretne. Wyczerpują temat pod względem ciężaru jak i szybkości i
melodii. Nie no – sadzą te death metalowe zagrywki jak prawdziwi fachowcy.
Tak jak na debiutanckim „From Beyond”, także i tutaj
dostaniemy solidna porcję Lovecraftiańskich motywów. I to naprawdę porządną –
praktycznie wszystkie teksty są zainspirowane Cthulhu mythos. Genialna okładka
spod ręki Wesa Benscotera także wpisuje się w ten motyw. W ogóle, tak na
marginesie, Wes staje się jednym z moich ulubionych artystów od okładek
metalowych. Jego okładka do „Macabre Eternal” Autopsy, „Ravenous Plague” Legion of the Damned czy
“Phantom Antichrist” Kreatora,
to sztosiwa pierwszej wody. O wiele lepiej mu idą nowsze prace niż te, z
których jest może bardziej znany, poczynione dla Vadera i Slayera w latach 90tych.
Wracając do Massacre, Kamowi Lee i spółce wspaniale wyszło
utkanie odpowiedniego klimatu dla swojej muzyki. Stworzyli album pełen
mistycznej grozy i niepokojącej aury. Jest tutaj kilka momentów, które można by
było zrobić lepiej, niemniej całokształt prezentuje się naprawdę rzetelnie i
zachęcająco. A najważniejsze jest to, że „Resurgence” to nagranie, do którego
chce się wracać. „Book of the Dead”,
„Innsmouth Strain” i „Spawn of the Succubus” to uderzenia na
miarę porządnego metalu śmierci i zniszczenia. Wieńczący całość „Return of the Corpse Grinder” – nitka
nawiązania do „From Beyond” – to już
brutalny cios, w którym puszczają wszelkie hamulce. Death/thrash z barbarzyńskimi
melodiami, podkreślającymi ciężar całości.
Na koniec dwa słowa o miksie i masteringu: jest
przejrzyście, a przy tym wystarczająco organicznie i groźnie. Dobór przesterów
jest quality, tak samo jak robota inżynierska przy poskładaniu tego wszystkiego
do kupy.
Nie jest to może sztos nad sztosy, ale warto przesłuchać. I
wrócić.
Ocena: 4/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz