Sign of the Jackal – Breaking the Spell
2018, Wax Maniax
2018, Wax Maniax
Dość odważny chwyt na start swojego drugiego studyjnego
dzieła wybrali Włosi. Motyw z Egzorcysty
kojarzy się bardzo mocno (prócz z samym filmem) raczej z klasycznym "Seven
Churches” Possessed.
Niemniej szybko się okazuje, że pasuje do tego albumu idealnie. Sign of the
Jackal to dynamiczny i ognisty heavy metal ociekający okultyzm, więc dlaczego
nie wprowadzić się w odpowiedni nastrój tym frenetycznie niepokojącym i zwiastującym
zgubę motywem z klasyka filmu grozy?
Warto było poczekać pięć lat, bo aż tyle czasu minęło od
fenomenalnego debiutanckiego „Mark of the Beast”. A „Breaking the Spell” brzmi,
zarówno pod kątem brzmieniowym jak i aranżacyjnym jak naturalne przedłużenie i
rozwój tamtego krążka, A przy tym nadal silnie obstaje przy klasycznych
korzeniach i brzmieniu.
Skoro mowa o brzmieniu – bardzo podoba mi się to, co zostało
dokonane tutaj w studio. Dźwięk jest organiczny i mięsny, jasno nawiązujący do
złotej ery lat 80tych. Przy tym jest jasny i przejrzysty i nadzwyczaj
selektywny. Wszystko tutaj dokładnie słychać, od poszczególnych elementów
perkusji, przez bas i gitary, aż po świdrujący wokal Laury Coller, która brzmi
jeszcze bardziej majestatycznie i jeszcze bardziej tętni nieujarzmioną energią.
Jej zaśpiewy tak dudnią mocą i czystym trafianiem w dźwięki, że niech się Doro ze swoją ostatnią EP
schowa. Naprawdę, trzeba tu wyraźnie docenić Laurę, bo nie jest łatwo
wymodelować odpowiednie żeńskie wokale w muzyce heavy metalowej. Samo brzmienie
głosu to jedno, ale niezwykle istotne są linie melodyczne, byśmy nie dostali
drugiego Battle Beast.
Laura tutaj stanęła na wysokości zadania i dostarczyła chyba najlepszy
performance, jaki można by było sobie życzyć.
Brzmienie wokali, gitar i bardzo retro brzmiącej perkusji z
tym mokrym pogłosem werbla to jedno, druga sprawa to same kawałki. Kompozycje
są zaaranżowane tak smacznie, że nie sposób nie machać banią do tego krążka – i
to od początku do końca. Przez trochę ponad pół godziny upakowano tutaj piękne
i dynamiczne kompozycje, uzbrojone w ogniste riffy oraz rozrywające dusze
solówki. Klasyczny heavy metal pełną parą i to bez siermięgi, toporności i
generycznej chałtury.
Ocena: 5,3/6
kolejna świetna płyta zjebana przez damski wokal
OdpowiedzUsuń