Black Mass –
Warlust
2019, Iron Shield Records
2019, Iron Shield Records
Debiutancki krążek Black Mass z 2015 roku miał swoje
momenty, jednak ginął gdzieś pod warstwą o wiele lepszych płyt. I nie chodzi o
jakość produkcji czy brzmienie, a raczej o niezbyt zapadającą w pamięć formułę
utworów. Na szczęście chłopaczki z Bostonu wyciągnęły prawidłowe wnioski i „Warlust”
jest już albumem o wiele bardziej dojrzałym, a przy tym dalej kipiącym
młodzieńczą, thrashową energią.
Ewidentnie panowie mają ciągotki do thrashu z Bay Area ale
okraszają go barbarzyńskim speed metalem i chrapliwymi wokalami. Exodus tutaj
mocno się buja z Dark Angel, ale znajdą się też wpływy Voivod (ten refren w
tytułowym numerze), Evildead czy wczesnego Kreatora. Ta muzyka została
stworzona po to by być nienawistna i złowroga, a przy tym stanowić prawdziwą erupcję energii. Idealnie to współgra z produkcją w stylu „all analog, no bullshit”.
Black Mass przy tym unika monotonii przełamując konwencję, np. crustowymi
naleciałościami w „Graveyard Rock”, co dodaje tylko głębi całemu albumowi.
„Warlust” jest satysfakcjonującą i zadowalającą płytą. Miewa czasem gorsze momenty, gdyż nie trzyma dobrego poziomu przez cały czas. Jest to jednak wybaczalne, bo cała reszta kopie dupsko z prędkością pendolino na
kokainie. Jeszcze jakby nie było tego potwornie zbędnego Intro to już w ogóle
byłoby superancko.
Ocena: 5/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz