poniedziałek, 3 lipca 2017

Tyranex - Death Roll





Tyranex - Death Roll
2017, GMR Music Group

Kto zamawiał szybki i agresywny speed metal? Taki z thrashowymi implikacjami, heavy metalowym zacięciem, a przy tym uzbrojony po zęby w kanonady riffów? Zapraszam do obczajenia moich podopiecznych najnowszej, trzeciej już, odsłony szwedzkiego Tyranex. Zespołu, w którym brylują brutalne gitary, analogowe oldschoolowe brzmienie i nieziemski wokal Linnei Landstedt.

Tyranex deklasuje swoich rodaków z Enforcera, Katany czy innego Steelwinga. Ich muzyka to prawdziwie naszprycowany sterydami, a przy tym wyrafinowany cios zniszczenia. Jest brutalnie i energetycznie. I tak za każdym kolejnym odsłuchem. Tak się powinno właśnie aranżować warstwę instrumentalną - montując w kawałkach wiele patentów, ciekawych przejść, zmian riffów, angażujących percepcję słuchacza solówek i generalnie sprawiając, że w kompozycjach się ciągle coś dzieje. Tyranex ponadto, gdy trzeba, dodaje wokalne melodie, blasty czy syntezatorowe chóry - subtelnie, nienachalnie, sporadycznie: dokładnie tak, by urozmaicić, zaciekawić, a nie zamęczyć pretensjonalnością.

Wspomniane wokale Linnei to też silny atut Tyranexa. Wokalistka potrafi zaatakować agresywnie i chropowato, na thrashową modłę, a z drugiej strony chwilę później już śpiewa czysto i wysoko, niczym anioł błogosławiący zebranych pod sceną krzyżowców. Zderzcie Leather Leone z menstruującą Dawn Crosby, a zilustrujecie sobie poglądowo jak frenetycznie nienawistna potrafi być Linnea. No, i mimo to trafia w dźwięki.

“Death Roll” uderza na samym starcie z grubej rury dwoma świetnymi kilerami - tytułowym otwieraczem i “Blade of the Sacrificer”. Nie ukrywam, to jest prawdziwy highlight na tym albumie. W dalszej części zespół nadal trzyma bardzo wysoki poziom, ale te dwa utwory to prawdziwe perełki. W sukurs idą im rozpędzone “Berget” i “In Order To Live” (ten wysoki zaśpiew w refrenie to wokalny majstersztyk). Tyranex bawi się zmianami tempa, zachowując przy tym wysoki dynamizm utworów, jest to bardzo pożądana cecha, którą cenię w muzyce. Dzięki temu twórcy mogą urozmaicać swoje utwory, zachowując przy tym ich klimat. W samym “Order To Live” w pewnym momencie dostajemy także typowo black metalowe tremolo, razem z blastami i atmosferycznymi chórami, by następnie przejść do punkującego rytmu i klasycznej heavy metalowej solówki. To raptem jeden z takich przykładów przejść jakie znajdziemy na tej płycie, a takie patenty Tyranexowi wyszły na “Death Roll” znakomicie.

Do kawałków, które szczególnie mi przypadły do gustu dorzuciłbym “Beyond The Throes of Evil” i “Fight Them Back”. Idealnie odnajdują się na tej ornamentowej płycie, poszerzając spektrum jej wydźwięku.

Minusy? Niewiele. Czasem może drażnić antykorporacyjna prośrodowiskowa tematyka tekstów, jakby Szwecja nie miała INNYCH problemów w dzisiejszych czasach, hehe. Nie zmienia to jednak faktu, że większość liryk jest świetnie napisana i doskonale komponuje się z samą muzyką. Od strony muzycznej i wokalnej, a także i samego brzmienia, nie ma się do czego przyczepić. “Death Roll” słucha się znakomicie - i co najważniejsze, nie jest to album na jedno odsłuchanie i zapomnienie.

Poprzednie albumy Tyranexa były naprawdę spoko, ale teraz poszli jeszcze dalej i wyklarowali w pełni swoje spojrzenie na całkowite i potępieńcze zniszczenie. Czas na szaleńcze tremola, thrashowe drabinki, płomienne solówki i perfekcyjnie dobrane wokale, a wszystko to przyobleczone w ciepłe, organiczne brzmienie, świetnie pasujące do staroszkolnego metalu.

Ps. Obejrzałem kilka amatorskich nagrań live z koncertów Tyranex. Chcę to w Polsce. Jak najszybciej. Ta kapela ma wszystko to, czego brakuje Enforcerowi i Skull Fist.

Ocena: 5,2/6





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz