Od jakiegoś czasu trwamy na przednówku premiery trzeciego krążka Toxik, który jakoś ciągle nie może ujrzeć światła dziennego. Królowie technicznego speed/thrashu z Toxik każą nam niecierpliwie czekać, jednak w międzyczasie możemy sobie odświeżyć dwa thrashowe klasyki, które stworzył ten zespół w końcówce lat osiemdziesiątych. Oba te wydawnictwa są na tyle prominentne, że nie można przejść wokół nich obojętnie, także jeżeli ktoś w jakiś sposób na nie natrafił nigdy wcześniej - warto sobie uzupełnić spojrzenie na muzykę metalową. Chociaż by po to, by potem nie twierdzić uparcie, że Metallica i Anthrax to jakieś jebane objawienia czy inne bzdety. Toxik polecam każdemu fanowi heavy metalu, który ma choć krztynę rigczu – nie pożałujecie. Serio.
Jak już poniekąd wspomniałem, Toxik popisał się jedynie dwoma
płytami studyjnymi: “World Circus” z 1987 roku i “Think This” z 1989. Z tego
duetu to “World Circus” jest bardziej energetyczny, żwawy i dynamiczniejszy niż
jego następca. Jednak i “Think This” oferuje bardzo ciekawe podejście do
technicznego thrashu, które pioniersko wyprzedziło swoją epokę o dobre 2-3
lata.
Muzyka Toxik jest niezwykle inteligentna i przemyślana, a
przy tym nie stroni od dzikiej agresji. Co ciekawe, nie można jej nazwać
progresywną, mimo iż echa progresywnych elementów pojawiają się gdzieniegdzie w
kompozycjach (zwłaszcza na “Think This”). Toxik nie poszedł szlakiem Voivod czy Watchtower. Tak samo mimo
ewidentnego technicznego podejścia do riffów i aranżacji, Toxik nie jest jakoś
nieziemsko skomplikowany jak dajmy na to Sadus. Zdarzają się palcołamacze, ale dominują raczej
stosunkowo proste patenty i choć same kompozycje są proste i chwytliwe - nieco na
modłę Laaz Rockit -
to zostały bardzo zmyślnie poskładane. Ze złożenia nieskomplikowanych patentów
i co bardziej ekwilibrystycznych wstawek, powstało coś bardzo złożonego, a przy
tym miłego dla ucha.
“World Circus” to klasyczna thrashowa epopeja, która udowodniła,
że można grać inaczej niż kapele, które inspirowały się Metalliką czy Slayerem. Zdecydowanie błyszczą tutaj thrashowe
miażdżyciele, nie stroniące od zmian tempa czy ciągłych zmian barw emocjonalnej
aury, która otacza poszczególne patenty. Toxik raz gra zimno niczym lodowaty
wicher, a raz rozgrzewa jak wulkaniczna erupcja. Do zdecydowanych kilerów
należy tutaj, oprócz kawałka tytułowego, ultradźwiękowy ścigacz “Voices”,
rozedrgane “Victims”, niezwykle charyzmatyczny “Heart Attack” (który zwodzi nas
prostym początkiem, by potem wypuścić pazury agresji), “False Prophets” i “Door
To Hell”. Toxik w „Social Overload” pokazuje też lamom z Nuclear Assault jak łączy
się dowcipne melodyjki z bezwzględną rzeźnią. “World Circus” jest jednak
albumem tak dobrym, że nie uświadczymy tutaj średnich wypełniaczy.
“Think This” nie jest już takie… brawurowe jak “World
Circus”. Tutaj dominuje chłodna kalkulacja i jeszcze więcej strategii w
taktach. Jeżeli ktoś kojarzy jak wygląda różnica między “Energetic Disassembly”
i “Control and Resistance” u Watchtower,
to łatwo zrozumie różnicę. Choć u Toxik nie ma takiej przepaści muzykologicznej
jak między “jedynką” i “dwójką” Watchtower,
to zasada jest mniej więcej ta sama. Mniej bezpośredniej szybkości, więcej
szlifu kompozycyjnego. Może dlatego zawsze preferowałem “World Circus”.
Niemniej “Think This” jest prawdziwie thrashowym majstersztykiem, choć już od
samego początku widać, że nie jest to muzyka łatwa w odbiorze (te synkopy i
dość prostackie otwarcie utworu tytułowego mogą zmylić), która chowa starannie
prawdziwe perełki w swym środku. Na albumie zdecydowanie błyszczy
“Spontaneous”, “Greed”, niezwykle techniczny “Black and White”, “Burn Jim / In
God” (te wokale! Poezja.) i “Time After Time”. Nie sposób też nie wspomnieć o
melancholijnym, lecz świetnie uzupełniającym całość “There Stood The Fence” ze
świetnym motywem na gitarze klasycznej i genialnymi liniami wokalnymi.
Generalnie każdy fan thrashu znajdzie na tej płycie coś dla siebie i to po
wielokroć.
Brzmienie obu płyt prezentuje się świetnie i nadal jest
aktualne. Nic dziwnego, w końcu oba zostały nagrane i zmiksowane w legendarnym
Morrisound na Florydzie. Remaster jedynie wydobył z nich drobne niuanse.
Wokale, solówki i riffy Toxik to klasa najwyższych lotów.
Warto też zauważyć że okładka “World Circus” jest jedną z
najlepszych prac Eda Repki jeszcze zanim się zebździł. Choć motyw jest
sztampowy do bólu, tak wiele thrashowych kapel wykorzystywało wizję atomowej
wojny i archetypu jednego z przywódców światowych, że można tym rzygać, to i
tak całość prezentuje się znakomicie. Ta zielona poświata na klaunie “robi
robotę”.
Obie płyty zostały wydane ponownie przez Displeased w 2007
roku z dodatkami w bookletach, jak i na krążku. “World Circus” został
wzbogacony o pięć tracków z demo “Wasteland” (bardzo fajnego zresztą) - w tym
pięciosekundowy “Skippy Windshield”, cover KISS, utwór ze składanki Metal
Massacre, dwie nieopublikowane ścieżki oraz trzy radio spoty, w tym jeden z
Kingiem Diamondem o szczaniu do dyspensera lodu w hotelu. Na “Think This”
dostajemy ponadto “Spontaneous” w wersji live oraz cztery instrumentalne jamy
zarejestrowane podczas którejś z prób.
Toxik to prawdziwy graal dla fanów mocnego, technicznego i
szybkiego grania. Thrash metal z jajem i pazurem, który jest przy tym
inteligentny, melodyjny, chwytliwy, lecz nie prostacki i przaśny. Zarówno
“World Circus” i “Think This” to kawał dobrej roboty i prawdziwy pomnik muzyki
metalowej.
Ocena: 6/6 oraz 5/6