poniedziałek, 25 czerwca 2018
Wolftooth – Wolftooth
Wolftooth – Wolftooth
2018
Muszę przyznać że spodziewałem się czegoś więcej od kapeli, która machęłla sobie logo czcionką z Wolfensteina i wrzucila wilczka z The American Werewolf na okładkę. Nie no, naprawdę - jeśli już idziecie w stronę popkulturowych odniesień, i to jeszcze takiej magnitudy, to liczcie się z tym, że oczekiwania nie będą małe. A co dostajemy pod tym płaszczykiem? Ujmę to tak: jeżeli uważacie że taki Grand Magus zaczyna grać nudno i na jedno kopyto, to jestem ciekaw co byście sądzili o tej płycie.
Stajemy tutaj twarzą w twarz z hordą generycznych riffów, w gruncie rzeczy męczącymi kompozycjami i irytującymi wokalami, przy których ktoś w studio przesadził z efektami. W dodatku panowie z Wolftooth (kurde, ale ciężko się musi skandować nazwę tego zespołu na koncertach) troszeczkę za bardzo zapatrzyli się we wczesny The Sword. Momentami ma się wrażenie ze jednak sporo za bardzo. Na szczęście zdarza się też całkiem sporo miłych dla ucha momentów, a i produkcja oraz miks wypadły bardzo dobrze. Choć z utworów to tylko "Frost Lord" jakoś mocniej robi wrażenie; reszta po prostu gdzieś tam na tym albumie sobie jest i zwyczajnie przewija się w tle. W efekcie ten album to taka średniawka, a szkoda, bo jak na stoner z heavy/doomowymi atrybutami, to potencjał gdzieś tam jest.
Ocena: 3/6
Subskrybuj:
Posty (Atom)