Witchkiller – Day of
the Saxon
1984, Metal Blade
W latach osiemdziesiątych pełno było fenomenalnych EPek. Ten
format cieszył się niezwykłą popularnością – z wielu różnych powodów – i prawdę
powiedziawszy, jest to jeden z reliktów dawnych czasów, którego mi niezmiernie
teraz brakuje. Choć trzeba jasno zaznaczyć, że EP i mini-LP nie poszło
kompletnie w zapomnienie i wiele kapel nie pozwala odejść temu formatowi do
lamusa. O poziomie heavy metalowych wydawnictw tego typu z lat osiemdziesiątych
można o tym walnąć osobny artykuł (a nawet pracę doktorską), jednak nie
będziemy się zagłębiać aż tak głęboko w odmętach starego, dobrego metalu z
tamtego okresu. Przynajmniej nie teraz. W każdym razie, obok EP Warlord, Villain,
Medieval Steel, Obsession,
Ivory Tiger, Traitors
Gate, Crucifixion, Ruthless…. hehe, i tak dalej, i tak dalej – nie
sposób nie wspomnieć także o w sumie jedynym większym owocu pracy zespołu
Witchkiller: epce „Days of the Saxon”.
Słuchając tego typu nagrań boleśnie zdajemy sobie sprawę z
tego, jak niskie są aktualne standardy muzyczne. „Days of the Saxons” to raptem
pięć utworów, które się nie składają nawet na dwadzieścia minut grania, a mimo
to Witchkiller na tym nagraniu pokazał bardzo zróżnicowane podejście do
zagadnienia heavy metalu. Jedno łączy wszystkie kompozycje – prawdziwa epicka
atmosfera, ultymatywna szczerość oraz pełen majestatu klimat. Atmosfera tego
krążka jest nieziemska. Jest to jasna zasługa świetnie zaaranżowanych
kompozycji, którym ton nadają gryzące niczym stado rozwścieczonych psów riffy i
straceńcze wokale Douglasa Langa Adamsa. Wszystko ze sobą współgra w
niesamowitej harmonii, wydobywając przez to z muzyki to, co najlepsze.
Brzmienie spokojnie można oddać porównaniem do innego
zespołu, który działał w tym samym okresie, jednak zupełnie na drugim krańcu
ziemi – do belgijskiego Scavenger.
Podejrzewam, że oba zespoły na bank nie wiedziały o swoim istnieniu, ani o tym,
że ich wokaliści brzmią do siebie bardzo podobnie, ani też w końcu o tym, że
muzycznie także stoją blisko siebie. Choć tu należy przyznać, że Scavenger nagrywał o wiele szybsze numery, podczas
gdy Witchkiller bardziej obracał się w klimatach Medieval
Steel i Jag Panzer, potrafiąc uderzyć
szybko, ale także zwolnić, gdy wymaga tego nastrój utworu.
Można dodać, że goście także mieli bezbłędną stylówę, jak
się patrzy po ich fotach. W każdym razie, niestety Witchkiller poza demówkami,
splitem i rzeczoną epką nic więcej nie nagrał. Po rozpadzie kapeli, co prawda
miał miejsce reunion w 2012 roku, jednak… nie widać jego efektów. Podobno ma
być nagrywany jakiś album, ale tutaj chyba nie ma co trzeć udami z
niecierpliwości, bo wszyscy wiemy jak to z takimi powrotami bywa – nawet wśród
legend undergroundu. Mimo to, na zawsze puścizną Witchkiller pozostanie
fenomenalne „Days of the Saxons” i nieśmiertelna chwała prawdziwej sztuki.
„Days of the Saxons” to prawdziwa perełka i legendarny kult.
Tym, którym mało, mogą także dokopać się do demówek Witchkiller, na których
jest równie świetne „Rage of Angels” (generalnie, historia pokazuje, że kawałek z
taką nazwą musi być dobry, patrz: Liege Lord)
czy „Fear
the Dawn”. „Riders of Doom” i do przodu!
Ocena: 5,5/6