Chainsaw – Hill of Crosses
2014
2014
Ale to dobre!
Wybaczcie, że tak zaczynam partykułą, ale jak mawiał Król
Słońce – pierwsze odczucia są najbardziej naturalne, a taka właśnie myśl wpada do
głowy po pierwszych riffach otwierającego album „Rabid”. Co najlepsze, dalej
jest tak samo dobrze i to aż do samego końca! Grecki Chainsaw dowalił taki
materiał, że klękajcie narody. Niby tutaj nie ma nic nowego, niby ich utwory to
taka standardowa „klisza", ale nawet stereotypowe granie można zrobić na
tyle dobrze, tak by to brzmiało interesująco i ciekawie. A muzyka Chainsaw ma w
sobie wszystko, co powinna mieć: agresje, jaja i pazur. To nie jest przeciętne męczenie
buły jak to nasze rodzime Chainsaw, przy którym można albo zasnąć albo nabawić
się bólu głowy. Nie, tu nie mamy do czynienia ze średniawką, ani nie
uświadczymy cienizny. Zamiast tego czeka na nas czysty, stuprocentowy metal
zagłady.
Grecki Chainsaw ze swoim „Hill of Crosses” to potężna dawka
wpierdolu w postaci brudnego heavy przetykanego z thrashem i potępieńczymi zdartymi
wokalami. Wybrzmiewają tutaj echa Hellbringer, szwedzkiego Antichrist, Demon
Bitch, Holocausto, a także greckich ojców chrzestnych thrashu z Flames. Cover
Bulldozer wrzucony po środku tej kawalkady zguby pasuje jak ulał.
Dostajemy kompletny pakiet: świetne riffy, płomieniste i
charakterystyczne solówki (a nie jakieś post-slayerowe jechanie na flażoletach
i dojeniu wajchy), a to wszystko w dobrze poskładanych kompozycjach, w których
ten cały wpierdol został uwypuklony kunsztownymi aranżacjami. Przypruszono to
idealnie wpasowującymi się wokalami i patentami perkusyjnymi et voila: album
niemal doskonały.
O poziomie tego nagrania świadczy fakt, że ta płyta rajcuje
tak samo po wielu przekręceniach. Oj, tu się nie kończy na jednym odsłuchu czy
nawet na sporadycznym powrocie do jakiegoś jednego wałka. Cały album prezentuje
dobry, równy poziom i jest na tyle interesującym wydawnictwem, że spokojne
zagości w odtwarzaczu na dłużej.
Jeżeli gdzieś jeszcze wam się uda dorwać limitowane wydanie,
brać w ciemno.
Ocena: 5,5/6