Wszyscy czciliśmy Motorhead
Zanim Voivod uderzył
ponownie w Warszawę, uciąłem sobie małą pogawędkę z perkusistą tej legendarnej
kapeli. Na piętrze Hydrozagadki, które spełnia role backstage’a, przy
akompaniamencie stękającego Snake’a, który próbował wbić się w ciuchy przed
występem, mogłem porozmawiać z Awayem na kilka interesujących tematów. Nie
przeciągałem za bardzo rozmowy, by zespół mógł się przygotować do swego
warszawskiego koncertu, ale udało mi się z Awaya wydobyć mimo wszystko kilka,
moim zdaniem, ciekawych faktów. Zapraszam do lektury.
Może zanim
przejdziemy do bieżących planów Voivod, zacznijmy od sprawy najbardziej
aktualnej – jak wrażenia na początku tej trasy? Jak się czujecie po festiwalach
Brutal Assault i Into The Grave?
Away: Na razie
mamy raptem kilka występów za sobą, ale jest naprawdę świetnie. Brutal Assualt
i Into The Grave były nieziemskie. Brutal Assualt zawsze jest dla nas wielkim
przeżyciem. Myślę, że tym razem nasz koncert spotkał się z jeszcze bardziej
przychylniejszym przyjęciem niż ostatnio. Into The Grave okazał się równie
wyjątkowy. Carcass, Kreator, Exodus – skład był naprawdę świetny.
Voivod gna do przodu
już od ponad 30 lat – i to mimo wszystkich przeciwności losu, nawet tych
najtragiczniejszych. Co sprawia, że ciągle odnajdujesz w sobie motywację i
popęd do twórczego działania – do nagrywania albumów i do jazdy w kolejne
trasy?
Wiesz, bardzo lubię podróżować i bardzo się cieszę, że nadal
mam możliwość spotykać na koncertach Voivod swoich znajomych z całego świata.
Drugą rzeczą, którą lubię tak samo jak podróże jest granie muzyki. Nie potrafię
sobie wyobrazić bym mógł przestać to robić. Nie byłbym też zadowolony gdybym
grał samemu wyłącznie dla siebie w jakieś piwnicy.
Ale dlaczego? Co jest
złego w graniu samemu?
Nic – na pewno w ten sposób człowiek może pozbyć się
jakiegoś napięcia czy stresu, który mu towarzyszy. To jest odprężające, ale
prawdziwą satysfakcję i największą frajdę sprawia mi jazda w trasy i granie dla
innych. To się też łączy z tym, że do działania napędza mnie w dużym stopniu
fakt, że muzyka Voivod spotyka się z przychylnym odbiorem. Nasi fani, ludzie
którzy doceniają Voivod, są dla mnie niezwykle inspirującą siłą.
Jak postrzegasz wasz
fanbase w Europie?
O wiele większa niż w Ameryce. Dzięki temu lepiej się tu
czujemy. Kiedyś nawet postrzegano nas jako europejski zespół, bo fani na Starym
Kontynencie traktowali nas jak „swoich”. (śmiech)
Na początku roku
wydaliście dobrze przyjętą przez fanów i prasę EP „Post Society”. Sam uważam,
że to niezwykle dokoksane wydawnictwo. Minęło już pół roku od jego premiery.
Jak postrzegasz tę epkę z perspektywy tego czasu? Uchwyciła dokładnie to, co
powinna, z waszej artystycznej wizji?
Graliśmy przez ten czas kilka utworów z niej na koncertach.
Jesteśmy bardzo zadowoleni z reakcji publiczności i z pozytywnych recenzji. Ta
EP była bardzo dobrym „królikiem doświadczalnym” w kwestii tego, czy zmierzamy w
dobrym kierunku przy tworzeniu naszego kolejnego studyjnego długogrającego
albumu. Tak entuzjastyczny odbiór stanowi dla nas bardzo wyraźną zachętę do
kontynuowania prac nad materiałem.
Może jest coś, co byś
do niej dodał, gdybyś miał możliwość podróży w czasie?
Prawdę powiedziawszy ewentualnie bym lekko zmodyfikował
niektóre przejścia, ale to doprawdy kosmetyka. I sam nie jestem pewien czy
chciałbym je zmieniać, wiesz – artysta zawsze ma wizję ulepszenia swojego
dzieła. Ale struktura utworów jest dokładnie taka jaka być powinna.
Czy cały zespół brał
udział w tworzeniu utworów na „Post Society”?
Tak. Chewy i Rocky co prawda wspólnie w dwójkę opracowali
riffy i rytmikę utworów, ale analizowaliśmy wszystko razem podczas prób, przy
ogrywaniu ich pomysłów. Ja i Snake mogliśmy wtedy dorzucić swoje trzy grosze. W
Voivod każdy ma głos – każdy może wnieść swoje koncepcje i idee do kawałka.
Nasza muzyka to efekt pracy całego zespołu. Każdy jest w nią… uwikłany.
(śmiech)
Więc Rocky wpasował
się idealnie?
Tak, idealnie wręcz. Bardzo fajnie jest go mieć na
pokładzie.
|
Photo by Ron McGregor |
Ostatnim utworem na
EP „Post Society” jest świetny cover Hawkwind. Zakładam, że jest to swojego
rodzaju hołd, który składacie zmarłemu Lemmy’emu?
Tak, zgadza się.
W jaki sposób muzyka
Lemmy’ego czy to w Hawkwind czy już w Motorhead wpłynęła na was – czy w jakiś
sposób pomagała w kształtowaniu was jako muzyków?
W latach siedemdziesiątych Hawkwind wywarł na mnie
niesamowite wrażenie. Motorhead także, ale naturalnie nieco później. Wówczas
byłem bardzo zajarany prog rockiem jako nastolatek, bardzo wysoko ceniłem sobie
Hawkwind. Gdy pojawił się Motorhead, była to dla nas swoista rewolucja. Na
początku istnienia Voivod to właśnie Motorhead był dla nas największą
inspiracją. Moje bębny były bardzo mocno osadzone w patentach, które słyszałem
u Philty Animala. Wokale Snake’a mocno jechały Lemmym, tak samo jak linie basowe
Blacky’ego. Wszyscy czciliśmy Motorhead. Gdy nagrywaliśmy w studio „Post
Society”, doszły nas słuchy, że Motorhead odwołuje bardzo wiele koncertów ze
swojej ówczesnej trasy na czterdziestą rocznicę powstania zespołu. Koncert
odwołany, koncert odwołany, koncert odwołany… uuu, poczuliśmy, że to czas, by
nagrać jakiś hołd dla Lemmy’ego, bo wydawało się, że jego kariera muzyczna
powoli dobiega swego kresu. Nie spodziewaliśmy się jednak, że zakończy się ona
tak tragicznie.
Chciałbym teraz
spytać nieco o twoje prace, które przyozdabiają okładki wydawnictw Voivod. Co
sprawia, że tworzysz takie niepokojące i pełne grozy grafiki? I to jeszcze przy
użyciu takiej złowieszczej kreski?
Ojej… to trudne pytanie. Trudno jest tak wskazać jakąś
konkretną inspirację… Gdy zaczynałem rysować byłem zafascynowany – nie, raczej:
byłem obsesyjnie zafascynowany – magazynem Heavy Metal. Miałem takie marzenie,
by zostać rysownikiem ich komiksów. Byłem wielkim fanem Philippe’a Druilleta,
kopiowałem jego styl nagminnie, tak samo jak innych wspaniałych grafików, jak
Moebius i Bilal na przykład. Potem do moich inspiracji doszły filmy – The
Eraserhead, pierwszy Alien, Pink Floyd The Wall, a niedługo potem Mad Max i
Blade Runner. Dzieła kinematografii odegrały bardzo ważną rolę w kształtowaniu
mnie jako grafika. W dniu dzisiejszym jest trochę inaczej. Teraz inspirują mnie
bardziej wieści, które do nas docierają, głównie za sprawą Internetu. Żyjemy w
bardzo niespokojnych czasach. Informacje, na jakie natrafiam, potrafią
roztoczyć przede mną niezwykle niepokojące obrazy.
Niespokojne czasy
zwłaszcza dla Europy Zachodniej. (śmiech)
Z tego, co wiem, to głównie tak, ale wszędzie dzieje się
bardzo wiele zła. Od tego, co się dzieje w Europie jesteśmy bardzo daleko,
oddziela nas cały ocean, ale Internet sprawia, że ta cała sytuacja nie jest nam
obca. Nie oznacza to też bynajmniej, że jesteśmy z dala od wszelkich kłopotów.
Ameryka ma swoje problemy. Wystarczy spojrzeć na Stany Zjednoczone. Tam się nie
dzieje dobrze. A co nas otacza w dzisiejszych czasach? Nadmiar informacji,
dezinformacji, propaganda. To potrafi zainspirować.
Niedawno oficjalnie
ogłosiliście, że wyjdzie wasz split na siedmiocalówce z Entombed A.D. – nie
wiemy jednak jaki wasz utwór będzie na tym wydawnictwie.
Będzie to „Fall” z „Post Society”. To wydawnictwo jest z
okazji naszej wspólnej jesiennej trasy z Entombed A.D. .
W zeszłym roku
wydaliście dwa splity – jeden z At The Gates i drugi z Napalm Death. Teraz
będzie się kroił trzeci. To pomysł Century Media?
Nie, to my za tym stoimy.
Tak pytam, bo
wcześniej nie mieliście tego typu wydawnictw.
Wiesz, skoro mamy okazję, by coś takiego teraz wydać, to
dlaczego mielibyśmy z tego nie korzystać? Fajnie jest mieć takie siedmiocalówki
w swoich katalogu i wystawione na merchu. Dużo jeździmy w trasy, więc takie
niewielkie wydawnictwa nieco rekompensują fakt, że nie mieliśmy czasu usiąść w
studio na dłużej. Ten split zresztą będzie naszym ostatnim nagraniem – w
sensie, w temacie singli, splitów i EP – przed pełnoprawnym albumem studyjnym,
który wyjdzie w przyszłym roku. To nad nim teraz będziemy pracować.
Co możesz nam
powiedzieć o nadchodzącym albumie Voivod?
Na razie mamy trzy lub cztery kompletne utwory. Nowy album w
zamierzeniu ma być albumem koncepcyjnym, ale jest za wcześnie by powiedzieć czy
tak będzie w istocie. Nie będę więc zdradzał szczegółów fabuły. Na początku
chcieliśmy włączyć do niego materiał z „Post Society”, ale koniec końców
stwierdziliśmy, że będzie na nim wyłącznie nowy materiał. Samo Century oczekuje
od nas przynajmniej 10 kompozycji!
Mi to tam pasuje –
więcej muzyki od Voivod. (śmiech). Zacząłeś już może rysować okładkę czy
odpowiedni na to czas przyjdzie po ukończeniu materiału?
Pierwsze szkice zacznę rysować w trakcie tworzenia nowych
utworów. To muzyka i teksty będą stanowiły zapalnik do tego, co ma powstać na
okładce. Zawsze dużo rysuję w studio. Dzięki temu, niektóre z tych szkiców mogę
użyć później jako bazę do właściwej pracy. Na rysowaniu w pełni koncentruję się
dopiero wtedy, gdy moje tracki zostaną ukończone. Gdy perkusja jest już
zaaranżowana i nagrana, wtedy przychodzi dla mnie czas, by przenieść swoją
uwagę na artwork.
No, dobra. Często wam
na scenie towarzyszą gościnnie muzycy z innych zespołów. W czerwcu na koncercie
w San Francisco dołączył do was dawny członek – Jason Newsted. Jak doszło do
takiej sytuacji?
Jason jest bardzo dobrym kolegą i jest naszym przyjaciel od
bardzo, bardzo dawna. Nagrał też z nami trzy albumy…
Pytam, bo niedawno
ogłosił, że jest zajęty i usuwa się nieco w cień. Zlikwidował też bodajże swoje
konta na różnych portalach społecznościowych jak Twitter czy Facebook.
Tak, ale nadal jest muzykiem. Chyba pracuje teraz nad jakimś
swoim projektem. Bardzo często jak gramy na południu Francji lub w Barcelonie,
dołącza do nas inny nasz były członek – Eric Forrest. Gdy gramy w San Francisco
na nasz koncert bardzo często przychodzi Jason i tym razem postanowiliśmy
wspólnie, że zagra z nami. Podobnie było kilka lat temu na Hellfeście we
Francji – razem ze swoim zespołem grał wówczas na innej scenie, ale zagrał
także z nami. To, co jest fajne w Jasonie jest to, że zawsze nalega by grać
wspólnie z naszym aktualnym basistą. W ten sposób mamy podwójny atak gitar
basowych i całość brzmi naprawdę ciężko!
Przeprowadzono: sierpień 2016