VOIVOD
- Major Kong -
15.08.2016
Hydrozagadka, Warszawa
Niezależnie od tego, która odmiana muzyki metalowej do
ciebie przemawia, bliższe zapoznanie się z Voivod będzie stanowiło wspaniałą
przygodę i dobry pomysł na poszerzenie swego spojrzenia na sztukę. W końcu to
jedna z najbardziej oryginalnych i najbardziej wpływowych kapel metalowych
ostatnich trzydziestu lat. Rzeczona ekipa z Kanady wyspecjalizowała się w
produkcji wszystkiego, co zawiera się między wysokoenergetycznym thrashem, a
progresywnym hard rockiem spod egidy Rush. Ich albumy, nasycone do granic możliwości
pionierskimi rozwiązaniami, inteligentnymi tekstami i niepokojącymi okładkami,
stanowią w gruncie rzeczy jeden z istotniejszych elementów historii thrash
metalu.
Voivod koncertował u nas wielokrotnie, zawsze jednak coś
stało mi na przeszkodzie, by odwiedzić ich występ. Teraz jednak w końcu
nadarzyła się okazja, gdy 15 sierpnia razem z Major Kongiem zagrali w
warszawskiej Hydrozagadce. Sam Major Kong stanowił dość ciekawą rozgrzewkę
przed Voivod. Smolisty stoner/doom w odsłonie instrumentalnej zagrany poprawnie
jednak bez szału. Nie było to porywające granie, niemniej nie ma co odmawiać
chłopakom dobrego rzemiosła. Jednak ci, którzy zdecydowali się sobie sam
support jednak odpuścić, nie muszą rozpaczać z żalu.
Sam Voivod wypadł fantastycznie. Wiele było sceptycznych
opinii na temat ich niedawnego występu na Brutal Assault. W Warszawie jednak, na
kameralnym klubowym koncercie - w otoczeniu tak diametralnie innym niż
wielkoformatowy festiwal - Voivod uwolnił prawdziwe kilowaty energii.
Prawie dwugodzinny występ był tak pełny mocy i młodzieńczej
zapalczywości, że szok. Chewy ze Snake’iem szaleli po małej scenie
Hydrozagadki, co zwłaszcza robiło wrażenie przy Chewym, który nie gubił przy
tym ani jednej nuty ze skomplikowanych i złożonych kompozycji Voivod. Nie był
jak inni gitarzyści technicznych i progresywnych kapel, którzy stoją jak kołki,
gapiąc się tępo w gryfy swych gitarek, by tylko się nie pomylić. Snake łączył
swoją żywiołowość z entuzjastyczną charyzmą, łapiąc świetny kontakt z publiką.
Widać było zresztą, że całemu zespołowi autentycznie sprawia przyjemność gra.
To nie było nastawienie pt. O jezu muszę spłacić kredyt więc muszę grać jakiś
gównokoncert w jakimś gównokraiku.
Koncert się przeciągnął dłużej niż był planowany, bo po
wieńczącym show Voivod “Astronomy Domine” publiczność wymogła na muzykach
jeszcze trzy bisy - o ile nie straciłem z tego wszystkiego rachuby. Zwłaszcza
ten ostatni był niezwykle spontaniczny. Nagłośnienie w Hydrozagadce było przy
tym naprawdę dokoksane. I to w dodatku - jak na taki mały klub, to naprawdę
zrobiło wrażenie. Voivod zagrał przekrojówkę przez swoją twórczość, a
konkretnie pierwsze sześć albumów i ostatnią płytę oraz najświeższą EP.
Dostaliśmy solidną porcję hitów w postaci między innymi “The Unknown Knows”,
nieśmiertelnego “Voivod”, “Killing Technology”, “The Prow”, “Tribal
Convictions” ze świetnym bębnieniem Awaya, “Inner Combustion”, “Ripping
Headaches” czy “Order of the Blackguard” zagranego jako ostatni bis. Nowszą
odsłonę Voivod reprezentował “Kluskap O’Kom” z “Target Earth” oraz “Post
Society” i “We Are Connected” z najnowszej EP. W sumie niemal dwie godziny
solidnego grania. Smaczku dodawały jeszcze te pokręcone, niepokojące grafiki
stworzone przez Awaya, a znane z okładek i bookletów albumu Voivod, które były
wyświetlane za sceną na rzutniku.
Naprawdę, Voivod dał bajeczny show i wątpię, by ktokolwiek
wyszedł z niego nieusatysfakcjonowany. W dodatku ukręcono im bardzo smaczne i
przestrzenne brzmienie, co nastraja mnie bardzo pozytywnie przed wrześniowym
gigiem Destroyera w Hydrozagadce. Parasolka.